Kiedy w 1931 roku Jerzy Giedroyc założył czasopismo „Bunt młodych” do zespołu redakcyjnego należeli ludzie młodzi i trzeba przyznać zbuntowani. Kontestacja zastanej sytuacji, układu sił czy kulturowych kanonów zawsze była domeną młodego pokolenia. Nie mam w tym nic dziwnego.
Mam wrażenie, że dzisiaj, przynajmniej w kręgach dominikańskich, obserwujemy zjawisko odwrotne, a mianowicie bunt starców. Od lat mieszkam za granicą i kontakt z polskimi dominikanami mam najczęściej poprzez ich publikacje. W ostatnim roku najbardziej zaskoczyły mnie wypowiedzi o. Ludwika Wiśniewskiego związane z kwestią wolności sumienia i niektóre wywiady z o. Janem Andrzejem Kłoczowskim. Pozostawiam na boku meritum ich wypowiedzi, zdaje sobie sprawę, że w tak krótkim tekście nie jestem w stanie rzetelnie się do nich ustosunkować (dodam tylko na marginesie, że jestem za z pewnymi zastrzeżeniami). Zastanawia mnie co innego, styl ich wypowiedzi. Szczerze mówiąc takiej oceny sytuacji oczekiwałbym od młodego pokolenia dominikanów. Są to teksty, z którymi można polemizować, jednak nie można im odmówić radykalności i autentyczności. Czasem odnosiłem wrażenie, że emocje prowadziły do przejaskrawienia pewnych sądów. Gdyby pisali je studenci filozofii czy teologii, nie budziłoby one mojego zdziwienia.
Nie chcę powiedzieć, że są one nie na miejscu. Wręcz przeciwnie, taki głos powinien zawsze brzmieć w społeczeństwie i w Kościele. Mnie niepokoi tylko jedna kwestia. Bardziej niż ich bunt zastanawia mnie milczenie młodego pokolenia. Kilka lat temu miesięcznik „Znak” opublikował numer zatytułowany Ucieczka od wolności? (6/2002) poświęcony stosunkowi Polaków do polityki. W zamieszczonym tam artykule Paweł Śpiewak zwraca uwagę na pojawienie się zjawiska wolności apolitycznej, którą definiuje jako pewną postać wolności „od” – od państwa, polityki, społecznych zobowiązań, „która jest de facto rezygnacją z prawa i możliwości współkształtowania wspólnego dobra. Nie potrzebuje i nie tworzy porozumień i stowarzyszeń. Zaprzecza wszelkiej sensowności zbiorowego działania, bo nie ma tu miejsca ani na społeczne zaufanie, ani na ryzyko wspólnego działania. Jest to w tym sensie wolność – rzec można – tchórzliwa, nieufna i słaba. Prowadzi ku samotności i pogodzonej ze sobą politycznej bezradności”.
Po lekturze tej dość brutalnej analizy warszawskiego socjologa, zastanawia mnie, czy milczenie młodego pokolenia dominikanów powodowane jest cnotą powściągliwości, czy raczej wpływem wolności apolitycznej.