Wiele dobrych słów zostanie dzisiaj powiedzianych o ojcu Janie Górze. Wiele pokoleń dominikanów trafiło do zakonu dzięki jego działalności i pisarstwu. Dla wielu był nauczycielem, który nie tylko uczył czytać Jana Pawła II, ale dawał klucz do zrozumienia jego nauczania. Dla wielu był ojcem, który pokazywał, że ojcostwo to przede wszystkim wymaganie od innych by żyli na miarę tej wielkości, jaką przeznaczył nam Bóg. Dla mnie był przede wszystkim inspiracją. Miał w sobie coś z artysty, który najwięsze swoje dzieła pozostawił w szkicownikach. Miał w sobie coś z psa myśliwskiego, który doskonale czuje kierunek, w którym należy podążać. Był z tych, którzy działają dwa razy szybiej, niż normalni ludzie myślą. Pokazywał kierunek, inspirował i szedł dalej.

Trafiłem do zakonu dzięki jego felietonom w Radiu Maryja. Tak dowiedziałem się o pierwszym spotkaniu młodzieży nad Lednicą. Pojechałem tam i ta noc zmieniła moje życie. Potem były Hermanice i kilka wizyt w domu św. Jacka na Jamnej. Nie wiedziałem nic o dominikanach. To on mnie zainspirował. Wśród zdjęć, które ostatnio przeglądałem jest jedno, które pokazuje takiego ojca Jana jakiego znałem. Rozmawia z kard. Ratzingerem i coś pokazuje. Ta ręka wskazująca kierunek jest dla mnie symboliczną kwintesencją jego intensywnego życia dla innych.

W pierwszej jego książce, którą przeczytałem, znalazłem fragment listu do św. Jacka. „Czy przypadkiem nie stoi przed współczesnym pokoleniem dominikanów polskich zadanie podobne do tego z jakim zmagali się pierwsi dominikanie polscy? Zadanie integracji społeczeństwa, scalania jego nadwyrężonej tkanki społecznej i politycznej. My dzisiaj, tak jak i Ty, święty Jacku, kiedyś, musimy dać szybką i pozytywną odpwiedź wyzwaniu rzuconemu nam przez czas i ludzi. Wstrząsają nami podobne niepokoje i tęsknoty, ważniejsze od ukształtowanych okolicznościami różnic”.

Już z Domu Ojca niech nas wspiera w tym zadaniu ojciec Jan.

goro