Już dawno nie czytałem książki jednym tchem. W. H. Auden pisał gdzieś, że po czterdziestce przyjemność może znowu, jak w dzieciństwie, stać się właściwym naszym przewodnikiem po lekturze. Z taką dziką przyjemnością czytałem książkę Jesteście na Ziemi, na to rady nie ma! – zbiór dwunastu rozmów na temat twórczości Samuela Becketta, prowadzonych między Antonim Liberą i o. Januszem Pydą.

Książka była szeroko omawiana we wszystkich ważniejszych periodykach kulturalnych, dlatego chciałbym przypatrzeć się tylko jednej kwestii, a mianowicie stosunkowi Becketta do tradycji chrześcijańskiej. We wstępie autorzy rozmów podkreślają, że był on przekorny lub ironiczny, niemniej świadczył o istotnym związku myśli irlandzkiego noblisty z chrześcijańskim uniwersum.

Po lekturze odniosłem wrażenie, że chrześcijańskie motywy pojawiają się u Becketta na zasadzie zjawiska kontrastu następczego, tak zwanych powidoków. Po wpatrywaniu się w jakiś kształt, a następnie odwróceniu wzroku, w oczach pojawia się na chwilę ten sam zamazany kształt w barwie dopełniającej. Dramaty Becketta są świadectwem „odwrócenia wzroku”. Kształt Boga zniknął z horyzontu widzenia, natomiast w oku na krótką chwilę pojawił się Jego zamazany kształt o barwie podobnej, lecz nie tej samej. Wszystkie chrześcijańskie tematy, tak subtelnie przenikające twórczość Becketta, jak to celnie pokazuje Janusz Pyda są w mniejszym lub większym stopniu zniekształconą formą chrześcijaństwa. Możemy tu przywołać wyraźnie obecną w dramatach Becketta i wielokrotnie omawianą w książce kwestię manicheizmu, fatum czy ewolucjonizmu.

Irish playwright and author Samuel Beckett (1906 - 1989) at a first night performance, 25th April 1970. (Photo by Reg Lancaster/Express/Getty Images)

Antoni Libera kilkakrotnie charakteryzuje filozoficzne credo Becketta, może najwyraźniej omawiając dramat Kroki: „Męka się dokonała, zbawienie nie nastąpiło”. Człowiek skazany jest na wieczną agonię. Oto jego kondycja metafizyczna. Całość twórczości Becketta jest sprzeciwem wobec teologii pocieszenia. Bierze on z tradycji chrześcijańskiej „tylko cierpienie i śmierć, których arcysymbolem jest męka i śmierć na krzyżu, natomiast kwestionuje, czy wręcz odrzuca misterium zmartwychwstania jako pocieszenia i zapowiedzi zbawienia”. Zdaniem Janusza Pydy jednym z głównych motywów twórczości Becketta jest próba życia na ziemi po wygaśnięciu wiary.

Antoni Libery zadaje jedno z kluczowych pytań, nie tylko dla Becketta, ale dla wszystkich, którym bliska jest europejska kultura: „Jak wskrzesić łaskę wiary? Jak uczynić ją żywą, tak aby jej przedmiot – Bóg miłosierny, Opatrzność Boża – na powrót stali się «straszliwie rzeczywiści», a nie pozostawali tylko abstrakcyjnymi figurami, znakami zmierzchającej tradycji?” W odpowiedź Janusz Pyda zwraca uwagę, że „wyjście ze ślepego zaułka martwej wiary i ewentualne odrodzenie dawnego porządku powinny się zacząć od przezwyciężenia błędnego koła paradoksu sceptycznego”. Paradoks sceptyczny porównuje do tego, co w psychologii jednostki określamy egocentryzmem czy egotyzmem. „Przyczyna kryzysu, który opisuje Beckett, jest solipsyzm, poznawcze zapatrzenie się Człowieka w samego siebie”. Zapewne jest to jedna z możliwych odpowiedzi. Obawiam się tylko, że pozostaje zbyt abstrakcyjna.

Becketta interesował konkretny człowiek. Jednak w miarę omawiania poszczególnych dramatów okazuje się, że owi konkretni ludzie są personifikacjami „europejskiego Zachodu ugruntowanego na tradycji judeochrześcijańskiej”. Beckett wychodzi od historii biednych i nieszczęśliwych jednostek, które w pewnym momencie staja się alegoriami człowieka w ogóle. Najważniejsze jest „dochodzenie do tego, co niezbywalnie ludzkie”. Nie wiem, czy w ten sposób nie traci z pola widzenia konkretnej jednostki.

Zmagania Becketta przypomniały mi twórczość innego laureata Nagrody Nobla – białoruskiej pisarki Swietłany Aleksijewicz. W wykładzie noblowskim tak określiła swoją misję jako pisarza: „Flaubert mówił o sobie, że jest człowiekiem piórem, ja mogę o sobie powiedzieć, że jestem człowiekiem uchem. Kiedy idę ulicą i docierają do mnie jakieś słowa, zdania, okrzyki, zawsze myślę: ileż powieści ginie bez śladu w otchłani czasu! W ciemnościach. Istnieje część ludzkiego życia – ta mówiona, której nie udaje się nam zawłaszczyć dla literatury”. Jej podejście wydaje się być dokładnie odwrotne niż Becketta. Chciałaby mówić o „czerwonym człowieku”, uchwycić jego cechy specyficzne, umieć go scharakteryzować i opisać, a tak naprawdę mówi głosami biednych ludzi, które nie składają się w jakąś większą całość. Być może ten chór głosów „małych ludzi” jest drogą, która wiedzie do utraconej wiary? Aleksijewicz w krótkim wystąpieniu podczas wręczenia nagrody mówiła dlaczego. „Nazywają mnie pisarzem katastrof, to nieprawda, cały czas szukam słów miłości. Nienawiść nas nie uratuje. Tylko miłość może nas uratować. Mam nadzieję”.