Od jakiegoś czasu wydawnictwo „W drodze” prowadzi akcję „Dominikanie lubią książki”. Bracia czytają fragment książki, natomiast internauci zapraszani są do odgadnięcia tytułu. Kto pierwszy rozszyfruje zagadkę otrzymuje w prezencie od wydawnictwa książkę, której fragment był czytany. Mam nadzieje, że inicjatywa nie tylko wpłynie na wzrost sprzedaży, ale zachęci również do poznawania książek, które lubią dominikanie.
Zawsze ciekawiło mnie, które z lektur wpłynęły na moich współbraci. Szczególnie interesujące są lektury młodzieńcze, takie które formowały widzenie świata i pomagały wybierać bohaterów, których potem staraliśmy się naśladować. Jest coś niezwykłego w tych opowieściach, które potem towarzyszą nam przez całe życie. Wiemy, że realnie wszystko jest bardziej skomplikowane i może dlatego tęsknimy za tym, by przejrzeć się w literaturze jak w zwierciadle, by zobaczyć w niej samych siebie.
Książka, która wywarła na mnie największe wrażenie, jest dość słabo znana polskiemu czytelnikowi. Po raz pierwszy opowiadała nam ją mama. To były tylko jakieś fragmenty, których słuchaliśmy siedząc w kuchni. Potem przeczytała nam już całą książkę rozdział po rozdziale. Pamiętam jeden z wieczorów, kiedy w czasie stanu wojennego po raz kolejny wyłączyli prąd i słuchaliśmy opowieści przy świecach. Potem już sami zaczęliśmy czytać niewielką czarną książkę z ilustracją królika na okładce.
„Wodnikowe Wzgórze” to powieść brytyjskiego pisarza Richarda Adamsa, opowiadająca o przygodach grupy królików, które zmuszone do opuszczenia swojej królikarni, wyruszają w poszukiwaniu nowego miejsca zamieszkania, przeżywając przy tym rozmaite przygody i trudności. Tytułowe Wodnikowe Wzgórze, miejsce w którym ostatecznie osiedlają się króliki, usytuowane jest na północy hrabstwa Hampshire w Anglii. Bohaterowie historii mają swe imiona, posiadają strukturę społeczna, język, mitologię, przysłowia, jak również tworzą poezję.
Można powiedzieć, że „Wodnikowe Wzgórze” jest klasycznym przykładem zbudowania fikcyjnego świata, który zapoznaje czytelnika z archetypami naszej kultury. Jest właśnie tym „zwierciadłem trzymanym przed czytelnikiem”, o którym w recenzji „Hobbita” pisał W. H. Auden. Twórczość R. Adamsa, J.R.R. Tolkiena, C.S. Lewisa czy ostatnio J.K. Rowling jest próbą opowiedziana nam czegoś o nas samych. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że nie chodzi tutaj ani o króliki, ani o elfy, ale o nas samych. Wiedziałem o tym od samego początku, kiedy po raz pierwszy słuchałem opowieści z Wodnikowego Wzgórza.
Wszystkich wymienionych autorów niezwykle cenię. I wszyscy oni, zapewne nie przypadkowo, są Brytyjczykami. Jest coś specyficznego w ich stylu prowadzenia narracji i wyborze tematyki. Porównując ich powieści z autorami francuskimi, rosyjskimi czy polskimi zauważyłem, że szczególne znaczenie przywiązują do przyjaźni. Jest to ta forma miłości, którą szczególnie sobie upodobali. Polacy kochają ojczyznę, Francuzi kobiety, Rosjanie wolność, natomiast Brytyjczycy wydają się najskromniejsi – kochają przyjaciół. Ale to właśnie ta zapomniana cnota ocala królestwa.
Francuzi kochają kobiety….. A co kochają francuskie kobiety…? BO rozumiem, że należy je wyłączyć z tego narodowego podmiotu zbiorowego 😉