Okres wakacyjny nie sprzyja poruszaniu poważnych tematów. Chciałoby się napisać o wędkowaniu, abo o grzybobraniu. Pamiętam jakie wrażenie zrobił na mnie jeszcze w szkole podstawowej fragment „Pana Tadeusza” mistrzowsko opisujący to tak prozaiczne zajęcie.

Był gaj z rzadka zarosły, wysłany murawą;
Po jej kobiercach, na wskroś białych pniów brzozowych,
Pod namiotem obwisłych gałęzi majowych,
Snuło się mnóstwo kształtów, których dziwne ruchy,
Niby tańce, i dziwny ubior: istne duchy
Błądzące po księżycu. (…)

Któż by zgadnął, że owi, tak mało ruchomi,
Owi milczący ludzie – są nasi znajomi?
Sędziowscy towarzysze! z hucznego śniadania
Wyszli na uroczysty obrzęd grzybobrania.

Zbieranie grzybów przeradza się u Mickiewicza w obrzęd, a osoby w nim uczestniczące w sprawujących jakąś metafizyczną liturgię. Kilkanaście lat później, już podczas studiów, usłyszałem przypadkowo w Dwójce poemat prozą Julii Hartwig. Opowiadał o metafizycznej przemianie dokonującej się w kuchni poetki za sprawą krojenia jarzyn przeznaczonych na obiad. Świat prostych ludzkich czynności staje się metaforą jakiejś głębszej i tajemniczej relacji człowieka z naturą.

938368-julia-child

Właśnie ta relacja jest przedmiotem mojej fascynacji. Te prymitywne czynności, wskazują na przemianę jaka dokonuje się za sprawą człowieka w stworzonym świecie. To, co materialne nabiera duchowego znaczenia. W obu poematach uderzyło mnie skupienie jakie przenika te czynności. Z „hucznego śniadania” wchodzimy w las medytacji (oczywiście jeśli nie pracujemy na kuchni przez 8 godzin dziennie). Zbieranie, krojenie, gotowanie, nie jest po prostu przygotowaniem posiłku, ale medytacją nad przemijaniem. Owoce ziemi trzeba znaleźć, przygotować, ugotować, a dopiero potem podać na talerzu. Jest to właśnie ten metafizyczny proces przemiany, o którym pisała Julia Hartwig. Żadnych półfabrykatów, ziemniaczanego puree w plastikowym kubku, które wystarczy zalać gorącą wodą. Gotowanie jest być może jednym z ostatnich, dostępnych każdemu z nas, wymiarów realnego kontaktu z przyrodą.

W gotowaniu ważny jest jeszcze jeden element. Jedzenie w pojedynkę nudzi mnie. Obok metafizyki gotowania istnieje również „dialogika” jedzenia. Największą przyjemność w gotowaniu sprawia mi świadomość, że gotuję dla kogoś. „Sautè di cozze e vongole” smakuje zupełni inaczej, kiedy jesz je z kimś bliskim.

Mam nadzieję, że będę miał jeszcze okazję tego lata przygotować dla kogoś powidła śliwkowe, albo usmażyć kurki na maśle (przysmak moich bratanic). Może się komuś wydawać, że to temat błahy, jak błahymi są te czynności. Dla mnie są one wyrazem miłości do świat i do bliskich, dla których gotuję.