Kiedy drzewa milczą. To tytuł książki Thomasa Mertona przetłumaczonej na język ukraiński i wydanej niedawno przez dominikańskie wydawnictwo Kairos. Już kilkanaście lat temu chodził mi po głowie pomysł wybrania z jego twórczości tych fragmentów, które opisują przyrodę. Tym bardziej ucieszyłem się, gdy zobaczyłem, że takiego wyboru dokonał za mnie już ktoś inny. Tytuł amerykańskiego wydania When the trees say nothing, traci w słowiańskim przekładzie owo buddyjskie i mistyczne „nic”, które było dla Mertona tak ważne. Mnie jednak w tych tekstach urzekło coś innego.

Do dziś pamiętam przeczytany jeszcze na pierwszym roku studiów fragment z Zapisków współwinnego widza, mówiący o budzeniu się doliny. Jest coś niezwykle poetyckiego w jego sposobie opowiadania o otaczającym go świecie. Każdy z takich fragmentów jest małym poematem prozą. Jeśli chodzi o kondensację poetyczności uważam je za najlepsze w całym dorobku Mertona. Znacznie lepsze niż jego poezja. I tu kryje się cały paradoks twórczości Mertona, związany w jakimś sensie z owym małym słowem „nic”.

merton-new-800x500

Najbardziej poetyckie okazują się jego prozatorskie teksty. Poezja wnika w obcą sobie materię i nadaje jej głębszy sens. Zrezygnowanie z klasycznie rozumianej formy poezji daje niezwykle poetycki efekt. Owo „nie” powiedziane poezji, owocuje w zupełnie innym miejscu, aż do osiągnięcia poziomu haiku, czyli krótkich zdań, myśli czy błysków, opisujących przyrodę w taki sposób, że staje się ona alegorią ludzkiego losu. W przytoczonym już „przebudzeniu doliny”, ostatnim budzi się człowiek, wtedy gdy cała przyroda odśpiewała już swój hymn, i nawet wrony napełniły świat swoim krakaniem. Dopiero po nich budzi się człowiek i włącza radioodbiornik.

Ten sam schemat kondensacji, już nie poetyczności, ale polityczności obserwujemy w esejach Mertona. Jego wycofanie się ze świata, jest tylko pozorne. On nigdy nie pozostawił spraw społecznych. Z jego korespondencji wyłania się postać mnicha, który stale nękał swojego opata prośbami o pozwolenie napisania listu w jakiejś ważnej sprawie: czy to w obronie Borysa Pasternaka, czy z poparciem dla demonstrujących afroamerykańskich studentów. Życie społeczne i polityczne, z którego zrezygnował wchodząc za bramę opactwa, w skondensowanej formie wypłynęło w jego esejach. Przypomina w tym innego amerykańskiego samotnika Henry Davida Thoreau. Tak się złożyło, że czytam Kiedy drzewa milczą równocześnie z Walden Thoreau. Obaj w pewnym momencie swojego życia postanowili żyć na uboczu. Merton w pustelni nieopodal opactwa, Thoreau w chacie nad jeziorem Walden. Odosobnienie było dla nich formą kondensacji ich społecznego zaangażowania, a przyroda miejscem destylacji kultury.