Latem 1982 roku podczas oblężenia Bejrutu Matka Teresa, pośrednicząc w chwilowym zawieszeniu broni pomiędzy Izraelską armią i Palestyńskimi partyzantami, uratowała 37 dzieci ze szpitala położonego na linii frontu. W towarzystwie pracowników Czerwonego Krzyża przeszła przez strefę ognia do zniszczonego szpitala, by ewakuować młodych pacjentów. Nie każdego stać na taki heroizm. Matka Teresa nigdy nie wypominała tego zachodniemu społeczeństwu. Otwarcie mówiła o czymś innym, co wydawało się jej o wiele ważniejsze, nie tylko z punktu widzenia samego Zachodu, ale i punktu widzenia pomocy jaką Zachód może przynieść krajom potrzebującym. Mówiła o przyczynie braku pokoju na świecie. Podczas przemówienia noblowskiego powiedział:
„Wielu ludzi bardzo martwi się o dzieci z Indii, dzieci z Afryki, gdzie wiele ich umiera wskutek niedożywienia, głodu i tak dalej, ale miliony dzieci umierają zabijane celowo, z woli matek. Dlatego właśnie aborcja jest największym niszczycielem pokoju. Bo przecież jeśli matka może zabić własne dziecko, czymże jest dla mnie zabić ciebie, a dla ciebie – zabić mnie? Nic już nie stoi nam na przeszkodzie”.
Niektórzy publicyści dziwią się brakiem reakcji Zachodu na dramat Aleppo. Z perspektywy Matki Teresy nie ma w tym nic dziwnego. Mamy tylko jedno sumienie. Jeśli systematycznie je zagłuszamy, bardzo trudno jest mu się obudzić, nawet w tak dramatycznym momencie jak oblężenie Aleppo. Matka Teresa mówi nam, że istnieje bezpośredni związek między przyzwoleniem na aborcję, a brakiem miłosierdzia i pokoju na świecie. Ja jej wierzę.
Też jej wierzę. Źródła wojen i nieszczęść tkwią głęboko w nas samych. Ostatnio Papież powiedział, z czym w pełni się zgadzam, że mimo iż nie dysponuje dowodami, ma głębokie przekonanie, że wiele wojen nie kończy się bo opłaca się je prowadzić.