Zamiast felietonu wigilijne wspomnienie. Mógł być rok 1885. Młody Łukasz Kruczkowski, ojciec pisarza Leona Kruczkowskiego, praktykował jako piętnastoletni chłopiec w zawodzie introligatorskim w Krakowie przy placu Matejki. Z okien pracowni widywał często wchodzącego i wychodzącego z gmachu Akademii Sztuk Pięknych „poważnego pana w czarnej pelerynie”. Chłopcy z zakładu introligatorskiego nazywali go „Pan w pelerynie”. Na tymże placu, na terenie cmentarza przy kościele św. Floriana, stał budynek starej szkoły. Rudera przeznaczona do rozbiórki.

„Gdy nadszedł wieczór wigilijny, w oknach starej szkoły na parterze ukazało się migotliwe, żółte światło. Podszedłem z kolegami do okna i zajrzałem do wnętrza; oczom naszym przedstawiła się sala pozbawiona całkowicie podłogi i sprzętów. Na gołej ziemi, w kształcie wianka siedziało 8 do 12 starców o wyglądzie żebraków, wśród nich nasz «Pan w pelerynie». Środek wianka zasłany gazetami, płonie kilka mizernych świec, a na gazetach, bez żadnych naczyń, leży pożywienie, przyniesione przez «Pana w pelerynie». Zabierają się w namaszczeniu do swej wieczerzy wigilijnej. Później dopiero dowiedziałem się, że ten «Pan w pelerynie» to Adam Chmielowski, późniejszy Brat Albert”.

Refektarz braci albertynów 1938 r.