Co mówią nasze twarze? Nawet jeśli nie potrafimy mówić, jeśli nie znamy jakiegoś obcego języka, samą mimiką naszej twarzy potrafimy wyrazić to, co najważniejsze. W niektórych kulturach twarz uważano za najbardziej nagie i odsłonięte miejsce, dlatego zakrywano ją przy spotkaniu, aby nikt poprzez jej nagość i bezbronność nie miał dostępu do wnętrza. Rebeka, gdy zobaczyła zbliżającego się do niej Izaaka, którego przedtem nie widziała, a który miał stać się jej mężem, zasłoniła twarz (Rdz 24, 65). Twarz jest odsłonięciem osoby, dlatego zakrywano ją, kiedy nie chciano wejść w kontakt z drugim. Chyba najbardziej jest to widoczne w opowiadaniu o grzechu pierwszych rodziców. „Skrył się Adam i żona jego od oblicza Pańskiego między drzewa rajskie” (Rdz 3,8). Oblicze Pańskie zapraszało ich do wzajemnej otwartości, jednak oni, po grzechu już nie byli do niej zdolni. Nie mogli rozmawiać z Bogiem twarzą w twarz. Przykład takiej rozmowy widzimy u opowiadania o Mojżeszu. „A Pan mówił do Mojżesza twarzą w twarz, jako zwykł mówić człowiek do przyjaciela swego” (Wj 33,11). Przyjaźń, która została utracona w raju, zostaje powoli odbudowywana. Człowieka, który chował się przed Bogiem, może z nim rozmawiać twarzą w twarz.

W Wielki Piątek skupiamy się wszyscy wokół Krzyża Chrystusowego. Liturgia przeznacza specjalny czas i miejsce na jego adorację. Już w czasach pierwotnego Kościoła ukazanie krzyża podczas wielkopiątkowej liturgii było szczególnie ważne. Z pamiętnika Egerii (IV w.) dowiadujemy się, że wierni zbierali się na Golgocie, gdzie biskup ukazywał krzyż. Zebrani podchodzili dotykając drzewa krzyża najpierw czołem, potem oczami, a następnie całując go. Cała twarz uczestniczyła w tym geście, który zresztą jest wciąż żywy w kościołach wschodnich. Czoło, oczy i usta – myśl, poznanie i miłowanie. Poprzez ten symboliczny gest, krzyż ogarnia całego człowieka.

Hieronymus Bosch, Chrystus niosący Krzyż, 1515-1516 r.

Istnieje wiele obrazów przedstawiających Jezusa ukrzyżowanego, lub niosącego krzyż. Moją uwagę przykuły trzy, na których szczególną rolę odgrywają twarze skupione wokół krzyża.
Pierwszy z nich to Chrystus niosący Krzyż Hieronima Boscha. Główna myśl dzieła zawarta jest w kontraście pomiędzy niesłychanie spokojną twarzą Jezusa, a otaczającym go tłumem. Twarze ludzi wyrażają najróżniejsze stany uczuciowe, w większości są jednak nieprzyjazne Jezusowi. Tworzą dziwne kłębowisko, którego do końca nie jesteśmy w stanie odczytać, nadmiar stanów uczuciowych dezorientuje nas. Wyrażają one chaos, z którego nie da się odczytać nic konkretnego. To bardzo współczesny obraz, przedstawiający psychologię namiętności. W centrum obrazu Bosch umieści samego Jezusa, zupełnie spokojnego, z przymkniętymi oczami, jakby w ogóle niezważającego na to, co się wokół niego dzieje. On ich wszystkich skupia wokół siebie, ale oni go nie zauważają. On w nich wywołuje wszystkie te uczucia, ale oni bardziej są zajęci sobą, własną namiętnością niż prawdą. On jest pośród nich, ale jedyne, co w nich się pojawia przy tym spotkaniu to gniew, nienawiść, szyderstwo. Jego naga, spokojna twarz doprowadza ich do furii.

Bardzo podobny motyw spotykamy u dwudziestowiecznego francuskiego malarza Balthusa. Na jednym z jego najbardziej znanych obrazów Ulica, w centralnej części płótna widzimy człowieka w bieli niosącego drewnianą belkę. Ludzie wokół niego zajęci są codziennymi sprawami. Piekarz stoi przed sklepem, dziewczynka gra w jak jakąś grę, matka niesie na ręku dziecko, chłopak nachalnie podrywa dziewczynę. Wszystko zanurzone w klimacie dokładnie wyreżyserowanej melancholii. Zwracają uwagę dwa momenty, zupełnie różne od tych, które znajdujemy u Boscha. Przede wszystkim nie widzimy twarzy człowieka dźwigającego drewnianą belkę. Pozostaje on całkowicie anonimowy. Jego anonimowość odbija się również na twarzach przechodniów. Oni nie są nim zainteresowani. U Boscha wszystko skupia się wokół Jezusa, to On wywoływał w otaczającym go tłumie taką a nie inną reakcję. U Balthusa na twarzach przechodniów widnieje tylko królewska obojętność.

Balthus, Ulica, 1933 r.

Może przesadzam doszukując się w człowieku w bieli Chrystusa? Być może tak, nie upieram się przy swoim zdaniu, jednak historia powstania tego obrazu naprowadza nas na tajemnicę Krzyża. Balthus w dużej mierze była samoukiem. Uczył się malarstwa kopiując sławnych mistrzów. Jego pierwsza podróży do Włoch zaowocowała fascynacją malarstwem Piero della Francesca. Będąc w Arezzo wykonał kopię fragmentu obrazu Legenda Krzyża Świętego. Dzieło to odznacza się przemyślaną, wręcz matematyczną kompozycją, Przedstawione na obrazie postaci wydają się poruszać w zwolnionym tempie, niejako w uroczystej procesji. Doświadczenie zdobyte w kopiowaniu włoskiego mistrza będzie obecne w późniejszych dziełach Balthusa, m.in. w obrazie Ulica. Wydaje się, że nie tylko nastrój Piero della Francesca przeniósł Balthus do swoich obrazów, lecz również i tematykę.

Piero della Francesca, Legenda Krzyża, 1452-1466 r.

Patrząc na fragment dzieła Piero della Francesca możemy dostrzec różnicę, tkwiącą w twarzach. U Boscha są one namiętne, u Balthusa obojętne, natomiast u włoskiego mistrza dostojne, pogrążone w adoracji. U Boscha krzyż przyciąga, ale budzi tylko nienawiść. U Balthusa pozostaje anonimowy, a przechodnie są zupełnie obojętni. U Piero della Francesca przyciąga, budząc jednak wiarę i adorację.

Równocześnie niknie Oblicze Jezusa. U Boscha Jezus ma zamknięte oczy. Twarze skupione wokół Niego zupełnie go nie zauważają. Jest wśród nich obecny, ale oni tylko w niewielkim stopniu są Nim zainteresowani. Jego milcząca obecność wyzwala w nich tylko namiętność. Bardziej myślą o sobie, nawet jeśli wydaje się, że skoncentrowani są na Jezusie. U Balthusa, symboliczny Jezus w bieli, zupełnie pozbawiony jest twarzy. Zasłania ją belka, którą niesie. Jego obecność na tej ulicy, jest zupełnie niedostrzegalna. Furię namiętności zastąpiła obojętność. On nie jest im potrzebny. Pomimo tego, że przecina ulicę w poprzek, nikt na niego nie zwraca uwagi. U Piero della Francesca Jezus jest zupełnie nieobecny. Pozostał tylko Krzyż. Jednak daje się zauważyć podstawową różnicę. Twarze ludzi nie są naznaczone namiętnością czy też obojętnością, lecz adoracją. Jezus objawia się w ich twarzach. U Boscha i Balthusa twarze wyrażają tylko zewnętrze psychiczne stany człowieka. U włoskiego mistrza wskazują na kogoś innego.
Na obrazie Boscha tylko jedna osoba, oprócz Jezusa, ma jasną i spokojną twarz. To Weronika trzymająca chustę, a na niej oblicze Chrystusa.

Jego Oblicze czyni nas podobnymi do Niego.

 

 

Tekst ukazł się pierwotnie na stronie liturgia.pl