Dziś – parę słów o śp. o. Jordanie oraz dwa spojrzenia: wstecz, na sam początek tegorocznego Postu, i naprzód, aż na sam cel.

Na początku Wielkiego Postu pisałem:

Przechodzi się przez Post nie tak, jak się przechodzi przez grypę. Post to wezwanie do drogi i zaproszenie do działania. W Poście się pości, modli i wyświadcza dobro. Czas na post, modlitwę i jałmużnę jest właśnie teraz.

Inaczej się czyta te słowa teraz. Wszystko jest inaczej. Widziałem wczoraj czyjąś uwagę: Dwa lata temu, kiedy Popielec wypadał w walentynki, a Wielkanoc na Prima Aprilis, wydawało się, że to najdziwniejszy Wielki Post. Ba!

Tegoroczny Post dziwnie się zaczął, przynajmniej u nas. Ponieważ wynajmujemy  nasz piękny barokowy refektarz na rozmaite konferencje i rauty, właśnie w Środę Popielcową wielka obfitość resztek, także mięsnych, trafiła do naszej kuchni. Istne dwanaście koszy ułomków! Po nieszporach ostrzegałem braci wybierających się na kolację przed tą pokusą, tak że szli prosto do cel.

Jeszcze bardziej aktualna stała się teraz modlitwa kardynała Newmana, którą przywołałem w pierwszym wpisie. O tak, nie proszę rajów odległych widoku, starczy promyczek dla jednego kroku.

Postne wędrowanie dobiega końca. Dłużej potrwa czas naznaczony wirusem. To też droga do przejścia. Jestem wdzięczny tym, którzy na tej drodze dodają otuchy. Polecam blog Twitter Twins, prowadzony przez siostry bliźniaczki, które na emeryturze nie spoczęły na laurach. Warto obejrzeć Some Good News, czyli garść dobrych nowin znanego aktora Johna Krasinskiego. Duchowni podają kaloryczną duchową strawę. Artyści dzielą się talentem, tak jak pozwalają warunki.

Wdzięczność kieruję też w górę, do naszego kochanego o. Jordana, którego ziemska wędrówka dobiegła celu 30 marca o 23.45. 95 lat, w tym 55 lat kapłaństwa, 69 życia zakonnego. Krótki życiorys o. Jordana zamieścił Gość niedzielny. Tutaj garść wspomnień.

Poranki: zanim na zimę przenosiliśmy poranne modlitwy z kościoła do tzw. chóru zimowego, wchodząc do ciemnego kościoła zawsze spotykało się o. Jordana, który tam czuwał od dłuższego czasu. Parę razy zbudził innych braci, zapomniawszy wyłączyć alarm w zakrystii.

O. Jordan i turyści: lubił zaczepiać osoby odwiedzające kościół. Zagadywał w kilku językach, wdawał się w dyskusje, pouczał o sprawach ostatecznych na przykładzie konfesjonałów, na których widnieje Śmierć, Sąd, Piekło i Niebo. Co do konfesjonałów, mawiał, że kapłan ma być na ambonie jak lew, a w konfesjonale jak baranek. W rozmowie z niewierzącymi używał racjonalnych argumentów. Żydom dziękował za Żydówkę, Pannę Marię. Napotkanym Polakom dziękował za swoich bohaterów: Jana Pawła II, prymasa Wyszyńskiego, ks. Jerzego Popiełuszkę i siostrę Faustynę. Raz przygotował na koniec mszy świętej wzruszające przemówienie po polsku do grupy z domu dziecka.

Pracowitość: jeszcze całkiem niedawno miał stałe msze, u nas i u mniszek. Zdarzało się, że przyjmował zastępstwa za okolicznych proboszczów. Dopiero kilka lat temu zaprzestał cotygodniowych wykładów o życiu duchowym (na podstawie klasycznej książki o. Garrigou-Lagrange’a). Kiedy z racji wyjazdu czy niedyspozycji wykład został odwołany, na czwartkowej mszy brzmiało ogłoszenie, że po mszy wyjątkowo nie będzie życia duchowego.

Starcze dolegliwości? Mawiał, że nie interesuje go własne zdrowie, tylko zbawienie dusz. Przemądrzałemu bratu, który napomknął przy nim coś o Alzheimerze, zamknął usta, pytając o imię tego uczonego. Brat tego imienia nie znał, na co Jordan: Widzisz, tak to się zaczyna.

Jeszcze mocniejsza riposta wiąże się z przeżyciami w czasach komunistycznego reżimu; jak się tu mawia za totality albo za komančů (za Komanczów). Jordana wezwano na przesłuchanie, bo ktoś doniósł, że pomodlił się za Jana Palacha. Stara gra: dwóch policjantów, dobry i zły. Ten zły strasznie krzyczał, na co Jordan: Proszę na mnie nie krzyczeć, ja się pana nie boję. Jeśli pan chce, może mnie pan zabić na miejscu. A czy pan byłby gotów oddać życie za komunizm? Ubek zamilkł i zostawił Jordana z tym dobrym kolegą.

Znam tę historię, bo o. Jordan opowiadał ją bynajmniej nie dla własnej chwały, ale jako dowód prawdziwości słów Pana Jezusa: W owej godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was (Mt 10, 19-20).

Do próśb na końcu nieszporów chętnie dodawał następujące wezwanie (cytuję z pamięci): Módlmy się o nawrócenie mahometan, buddystów, hinduistów, żydów i nieprzyjaciół Boga, aby wielbili Boga w Trójcy i Trójcę w jedności.

I wreszcie scenka, która trafiła do najnowszego wydania Legend dominikańskich opracowanych przez o. Jacka Salija:

A teraz, już naprawdę na koniec – coś wesołego. Ojciec Jordan, dominikanin czeski, kapłan bardzo gorliwy, lubił powtarzać, że jedyne, co go interesuje, to dobro dusz. Pewnego razu dowcipny współbrat mówi mu: „Jedna dusza do ojca przyszła”. „Jaka dusza?” – pyta Jordan. „W żeńskim opakowaniu” – słyszy odpowiedź.

Za tydzień chcę zaproponować przygotowanie do Triduum.

A tymczasem to, o czym wspomniałem dwa tygodnie temu: wersja pieśni Hallelujah z wirtualnym udziałem 156 śpiewaków z piętnastu krajów. Jako motto słowa św. Augustyna:

Śpiewajmy teraz Alleluja z troską, aby móc śpiewać je pewnego dnia z całym spokojem!

Śpiewajmy Alleluja! „Wówczas spełni się słowo Pisma”. Nie słowo walczących, lecz słowo zwycięzców: „Zwycięstwo pochłonęło śmierć”.

Śpiewajmy Alleluja! „Gdzież jest, o śmierci, twój oścień” (1 Kor 15, 55)?

Śpiewajmy Alleluja! „Ościeniem śmierci jest grzech” (1 Kor 15,56). „Spojrzysz na jej miejsce, a jej już nie będzie” (por. Ps 37,10).

Śpiewajmy Alleluja, pośród niebezpieczeństw i pokus, my i inni. ,Wierny jest Bóg – mówi Apostoł – i nie pozwoli nas kusić ponad to, co potrafimy znieść” (1 Kor 10,13).

I jeszcze raz św. Augustyn: Jak śpiewa podróżny: śpiewa, ale idzie naprzód. Śpiewaj, aby podtrzymać swój wysiłek. Nie bądź leniwy! Śpiewaj i idź! Co znaczy: idź? Postępuj, postępuj w dobrym! Są tacy, wedle Apostoła, którzy postępują w złym (por. 2 Tm 3,13). Ty zaś idź, aby posuwać się naprzód. Postępuj w dobrym, postępuj w prawości wiary, w czystości życia. Śpiewaj i idź, nie błądząc, nie cofając się, nie drepcąc w miejscu.