Idąc Via del Corso od strony Piazza Venezia szybko po prawej stronie pojawia się niewielki plac z cofniętym o kilka kroków od ulicy kościołem. Kościół jest pod wezwaniem św. Marcelego (San Marcello al Corso).

Jego obecny kształt i wystrój w niczym nie przypomina o bogatej historii. Kościół istniał tutaj już w 418 roku. Według legendy powstał na miejscu, gdzie św. Marceli, zmarły w 309 roku papież, został zmuszony przez cesarz Maksencjusza do pracy w charakterze stajennego. Kościół był wielokrotnie przebudowywany i ostateczny kształt uzyskał na przełomie XVI i XVII wieku.

– x –

Zaraz po wejściu, po lewej stronie, znajduje się bardzo ciekawy nagrobek dwóch kościelnych dostojników. Jeden nagrobek jest interesujący w związku z osobą, drugi bardziej w związku z wyglądem. Co do osoby to chodzi o kardynała Giovanniego Michiel, który w 1503 roku został otruty przez syna papieża Aleksandra VI, Cezarego Borgia, zdaje się że za wiedzą papieża. Poniżej na kamiennych marach spoczywa biskup Antonio Orso, siostrzeniec kardynała. Poniżej mar są przedstawione wielkie tomy ksiąg, na pamiątkę ponad 700 wartościowych kodeksów, które ofiarował temu kościołowi.

Zwykle jednak chodzę do kaplicy – czwartej po prawej – Najświętszego Krzyża z przepięknym cyborium i zabytkowym krzyżem. Cyborium jest wykonane z agatu, jaspisu, dodatkowo pozłacane, ale to przede wszystkim lazuryt nadaje pięknej, głębokiej barwy. Za cyborium w ołtarzu znajduje się XIV-wieczny drewniany krzyż. Od XV wieku, kiedy to z pożaru całego kościoła ocalał tylko ten krzyż, jest on szczególnie czczony przez Rzymian i papieży. W przeciągu wieków wielokrotnie był używany w różnych procesjach bądź wystawiany w innych kościołach.

– x –

Dokładnie 17 lat temu, 12 marca 2000 roku w Bazylice św. Piotra, był ustawiony ten krzyż w ołtarzy kaplicy konfesji św. Piotra. Na zakończenie nabożeństwa Jan Paweł II objął go i ucałował stopy Chrystusa Ukrzyżowanego. A nabożeństwo było szczególne, bowiem w ramach Roku Jubileuszowego, był to Dzień Przebłagania za winy ludzi Kościoła. Punktem najważniejszym była modlitwa wiernych z siedmioma wezwaniami. Po każdym wezwaniu Papież odmawiał modlitwę przebłagalną, zapalano jedną ze świec na siedmioramiennym świeczniku, a chór śpiewał „Kyrie eleison”.

Najważniejsze dla mnie zdanie, które wtedy padło i zawsze wraca, gdy wstępuję do kościoła św. Marcelego to słowa: „Kościół śpiewa zarówno «Magnificat» za dokonane w nim dzieła Boże, jak i «Miserere» za winy swoich wyznawców”. Mamy – jako wspólnota Kościoła i każdy osobiście w swoim życiu – za co dziękować i za co przepraszać, uwielbiać i prosić o zmiłowanie. Kiedy to przyjmiemy i przeżyjemy odkrywamy, że „Boża wszechmoc najpełniej okazuje się w łasce przebaczenia”.