pamięci Marka Biskupa, mojego starszego brata, w 5 rocznicę jego śmierci
„Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” […] Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych” (Mt 18,2. 14).
Słysząc dziś w Liturgii Słowa te dwa fragmenty Ewangelii, nie następujące zaraz po sobie w Piśmie Świętym, ale dziś ze sobą zestawione, pomyślałem o moim rodzonym bracie Marku. W sobotę, w Uroczystość Wniebowzięcia NMP przypada piąta rocznica jego niespodziewanej śmierci. Miał wówczas czterdzieści dziewięć lat. Wierzę, że odszedł jak dziecko, które pozwala się Bogu odnajdować. Sam nigdy nie zwolnił kroku w Jego poszukiwaniu i tęsknocie za Jego miłością.
“nawet
najmniejsza drobina słońca
zapach ogrodu wiosennym
ptaków śpiewanie
pajęczyna rosa
cisza
zachwyt
onieśmielenie
sekunda oczekiwania
wieczność pragnienia
otwieraj oczy
ten świat jest… mgnieniem…”
Marek Biskup, “Każdy dzień wiosny. Oczekiwanie”
W życiu, ze względu na swoją szczególną wrażliwość, ciężko było mu się przystosować do tej bardzo “dorosłej” rzeczywistości świata. Robił wrażenie kogos nieprzystosowanego do modelu poukładanej, mieszczańskiej mentalności i ciągle szukał swojego miejsca na tym świecie. W jego życiorysie znalazły się dwa lata w dominikańskim zakonie, nieudane małżeństwo, tułaczka, pobyt w schronisku dla bezdomnych, by pod koniec życia, na krótko, znaleźć swój własny kąt. Wiernie opiekował się naszym umierającym tatą i nikt nie spodziewał się, że pół roku po jego śmierci, sam do niego dołączy. Jego śmierć przyszła cicho:
“moja śmierć
przyszła do mnie
bez wielkiej pompy
nie przyniosła
bólu nieodłącznej kosy
nie była ubrana
w czarny powłóczysty płaszcz
nie błyszczały
z pożądania jej oczy
moja śmierć
przyszła do mnie
cichutko na palcach
jak młodsza siostra
mieszka ze mną
gdy budzę się każdego ranka
czuję jej cień
moje oczy tracą blask
moja śmierć
graniczy z cudem
nie umrę jak wszyscy
umieram na sekundy godziny dni”
Marek Biskup, “Już jestem ciszą”
Nie był w stanie odnaleźć swojego „trwałego miejsca” (por. Hbr 13,4) w życiu, niespokojny jak dzieci, które szybko nudzą wymyślone zabawy. Nie potrafił na dłuższą metę nigdzie zakotwiczyć się w miejscach i przy ludziach. Chyba jedyną pewną przystanią i wierną towarzyszką życia stała się dla niego poezja – tęsknota przelana prosto z duszy na papier. To ona pomimo brutalności życia i własnych pomyłek, zachowała w nim dziecięcą ufność, otwartość i pasję.
„Zawsze szukałem wiatru
w kapeluszach strachów na wróble
pyłu w znoszonych sandałach
księżycowych promieni
w kamieniach
snu w czuprynach dzieci
Myliłem krok przeliczając
przepływające obłoki
Zawsze szukałem
Ciebie Boże”
Marek Biskup, “Modlitwa II”
Jak to bywa z dziećmi, „zawsze było go pełno” – usłyszałem w Zakonie, gdy po sześciu latach sam wstąpiłem do dominikanów.
To właśnie z tego okresu pobytu w Zakonie pochodzi najdroższy, dedykowany mi osobiście wiersz mojego brata. Miałem wówczas około jedenastu lat:
„takim małym ludziom
łatwiej się schylić po
odpoczywającą biedronkę
plączący się pod nogami liść
takim małym
jak Ty
słońce nie świeci prosto
w oczy
i nie muszą iść
pod wiatr
dzięki takim
jak Ty
nie wstydzę się
łez i niekontrolowanej radości
dzięki takim
jak Ty
nie zapominam że byłem
dzieckiem”
Jedną z najbardziej popularnych zabaw dziecięcych, odpornej chyba na czasy i mody, jest zabawa w chowanego. I choć sztuką jest obrać w niej jak najbardziej wymyślny scenariusz ukrycia się – nie jednego zresztą, to jednak przychodzi zawsze taki moment zniecierpliwienia, gdy chce się być w końcu znalezionym lub tym, który po wielu niepowodzeniach odnajduje kompana zabawy. Czy to nie przypomina naszego poszukiwania i odnajdywania się z Bogiem. On z reguły ukrywa się przed nami pod zasłoną niepoznawalności, a niekiedy wręcz zostawia nas, z wywołującym duchowe cierpienie, poczuciem „nieobecności”:
“bliżej serca rękę
przyłóż
mówią…
wiatr pachnie słońcem
mówią Boga…
ranej roziskrza
brylanty rosy
mówią Boga nie ma
w wiosennym deszczu
w jesiennym barw arrasie
płynących chmurach
kwitnących kwiatach
odkrywam Ciebie
Niech więc nie mówią
Boga nie ma”
Marek Biskup
Częściej to jednak my – poszukiwani przez Boga, chowamy się ze swoim życiem czy wręcz gubimy się, a On nigdy nie traci cierpliwości by wyruszyć na nasze poszukiwanie. I nigdy Bogu nie zabraknie cierpliwości. Potrafi się bawić z człowiekiem w „chowanego” w nieskończoności swego miłosierdzia. Pewien święty miał kiedyś powiedzieć:
„Widzisz, gdybyś umiał bawić się z Bogiem, byłoby to największe osiągniecie ludzkości. Wszyscy traktują Boga tak poważnie, że czynią Go śmiertelnie nudnym […]. Baw się z Bogiem, synu. Bóg jest najlepszym towarzyszem zabaw”.
Zacheuszowi – człowiekowi, który zdawałoby się na poważnie zamknięty był w swym grzechu na Boga i drugiego człowieka, przyszła dziecięca myśl i zbawienna jednocześnie, by „schować się” Bogu na sykomorze, a potem dać Mu się w Chrystusie odnaleźć.
A święty Augustyn musiał wejść w rytm dziecięcej, słownej zabawy „tole lege”, by otworzyć się jak dziecko przed Bogiem, już nie wstydząc się łez i niekontrolowanej radości.
„W smukłych katedrach
chmur sięgających
w starych kapliczkach
na skraju drogi
szukamy Boga
drzwi otwieramy do świątyń naszych
ze smutkiem w dłoniach
żalem w sercu
A ON
za naszymi stojąc plecami
w naszych świątyniach
w naszych sercach
… siebie szuka”
Marek Biskup, “Boże którego szukam”
p.s. większość cytowanych wierszy pochodzi z tomiku “Pieśń umierających chmur”.
Piękne i głębokie są te wiersze, tak jak piękna i głęboka jest pamięć Ojca do zmarłego brata…
Chmury nie umierają. Żyj <3