Wypowiadając słowo tworzymy rzeczywistość. Być może nie jest to stwarzanie na miarę tego, które dokonało się na początku świata, kiedy Bóg wypowiadał słowa o światłości, ziemi i niebu. Na pewno nie jest to stwarzanie współmierne z wypowiedzeniem się Stworzyciela w Słowie, którym jest Jezus Chrystus.

Obraz i podobieństwo Boże, które w nas są pozwalają nam na tworzenie, także przez słowa, przestrzeni pięknych i bezpiecznych. Piętno grzechu pierworodnego nam w tym przeszkadza, wypaczając nasze wyobrażenie o pięknie i doświadczeniu bezpieczeństwa. Należy jednak pamiętać, że im bliżej Boga będziemy, nasza perspektywa będzie dużo bardziej Ewangeliczna.

Po słowach, którymi stwarzamy naszą rzeczywistość inni, także Ci, którzy w Chrystusie nie rozpoznają Zbawiciela, będą mogli zweryfikować naszą bliskość względem Tego, który jako pierwszy się wypowiedział. Czy po naszych słowach można rozpoznać w nas chrześcijan?

Wielokrotnie nie spodziewamy się tego, co w drugim człowieku może zdziałać słowo przez nas do niego wypowiedziane. Zapominamy, że formułując wniosek, dzieląc się spostrzeżeniem, czy rzucając oskarżenie, kiedy opuszcza ono nasze usta, tracimy nad nim kontrolę, a one zaczynają żyć własnym życiem. Coś, co dla nas było banałem, komunałem – w innym może powodować ranę nie dającą się zagoić.

Jak dużo piękna i bezpieczeństwa w naszych środowiskach dzieję się dzięki naszym słowom i temu, co przez nie stwarzamy? Być może naturalne jest w dzisiejszym świecie to, że dużo częściej słychać złorzeczenie. Ale czy nie jest to zaproszenie dla nas chrześcijan do jeszcze większego błogosławieństwa?

Głoszenie Dobrej Nowiny jest zapraszaniem do świata, w którym możliwe jest przebaczenie, zrozumienie, w którym, jeżeli to potrzebne, można dać czas, żeby dojrzeć. Tym czasem ani przebaczenia, ani zrozumienia, ani tym bardziej szansy na dojrzenie do odpowiedzialności w nas nie widać.

Zamiast mówić to, co nam ślina na język przyniesie, zastanówmy się, w jaki sposób wypowiedzenie tego, co ciśnie nam się na usta, zmieni mój świat. Być może dzięki temu odkryjemy, dlaczego ktoś się z nami nie dogaduje, ktoś inny nie może nam zaufać albo z kimś nie jesteśmy w stanie zamienić żadnego słowa.

Upośledzenie naszego języka pokazuje, jak funkcjonujemy w środku. Trzeba mieć świadomość, że przez tę koślawość nasz świat jest równie upośledzony na zewnątrz. Trudno byłoby mi zaufać komuś, kto mówi o Jezusie, że jest jego Panem, kiedy sam nie głosiłby Ewangelii. Trudno byłoby mi rozmawiać z katolikiem, który o innym człowieku mówi per „to”. Warto mieć świadomość, że Ewangelia, zaprasza do jedności z chrześcijanami, także prawosławnymi i słowo o deportowaniu ich gdziekolwiek nie ma sensu, ponieważ przede wszystkim powinienem przyjąć ich w moim domu.

Nie dziwmy się jako chrześcijanie, że ten świat jest taki a nie inny. Sami go tworzymy. Nie bójmy się wziąć odpowiedzialności za nasze słowa. Łatwo jest mi zrozumieć tych, dla których jako katolicy jesteśmy śmieszni, kiedy w ich uszach z naszych ust nie dociera słowo, które polecił nam głosić Chrystus. Jeżeli chcemy kogokolwiek naszym słowem zapalić do miłości Boga, pamiętajmy, że może nam się to nie udać, kiedy sami od niego spłoniemy.