Nie chodzi o to, żeby nie mieć swoich racji, własnego stanowiska. Nie chodzi o to, aby wyrzec się dumy i honoru. Warto jednak, aby sposób komunikowania o tym, co dla nas najważniejsze, dał się przez innych usłyszeć.

Niedawno, odwiedzając rodzinny Wrocław, w końcu udało mi się odwiedzić Zajezdnię. Centrum historii Wrocławia skupiające w sobie ponad 80 lat burzliwych dziejów mojego ukochanego miasta powstało w dawnej przedwojennej zajezdni tramwajowej. Po wojnie, ze względu na zniszczenia, obsługiwała jedynie autobusy. Sama była świadkiem wielu wydarzeń historycznych, w tym strajków Solidarności w latach 80.

Wśród wielu bardzo interesujących ekspozycji, znalazła się ta dotycząca jednej z postaci, dzięki której Wrocław jest tak piękny. Kardynał Bolesław Kominek na nagraniu video z lat 60. tłumaczył podstawy i zasadności listu, który razem z innymi członkami polskiego Episkopatu wystosował do swoich współbraci biskupów w kraju z za zachodniej granicy. Warto dodać, że wywiad odbywał się w języku niemieckim, z którym kardynał nie miał żadnego problemu. Nauczył się go na Śląsku, gdzie dorastał i chodził do szkoły.

„Orędzie biskupów polskich do ich niemieckich braci w Chrystusowym urzędzie pasterskim” to tekst pełen dobrej woli i otwartości na pojednanie. Przede wszystkim zaś to wołanie do dobrego Boga, który stworzył nas braćmi.

W liście nie brakuje świadomości trudnej przeszłości. Nie brakuje żalu i goryczy niezrozumienia i nieakceptacji oraz zauważenia nieumiejętności wspólnego obcowania ze sobą jako przyjaciele. Trudno przypisać autorom naiwność posoborowego entuzjazmu, którym niekiedy starano się wszystko i wszystkich wytłumaczyć, usprawiedliwić.

Polscy biskupi dobrze wiedzieli, co to ból, cierpienie i niemoc. Mimo wszystko zdecydowali się napisać list, wyciągając rękę nie tylko do pojednania, ale także po to, aby zaprosić do ciężkiej pracy na rzecz przyszłości.

Umiejętność dostrzeżenia skomplikowanej historii jest dla biskupów zaproszeniem do tego, aby nie szukać łatwych rozwiązań. Z jednej strony, po to, aby nie podsycać strachu i nieufności. Z drugiej, aby uniknąć łatwych huraoptymistycznych deklaracji o stosunkach dobrosąsiedzkich. Świadomość tego, kto był katem nie została w żadne w sposób zamazana przez ckliwość i historyczne odrealnienie.

To co istotne, to wyciągnięcie ręki i chęć współpracy. „A jeśli Wy, niemieccy biskupi i Ojcowie Soboru, po bratersku wyciągnięte ręce ujmiecie, to wtedy dopiero będziemy mogli ze spokojnym sumieniem obchodzić nasze Millenium w sposób jak najbardziej chrześcijański”, piszą polscy biskupi.

Rok po obchodach  1050 rocznicy chrztu Polski może warto znowu te rękę wyciągnąć. Nie koniecznie po to, aby deklarować, że racją jesteśmy my, ale po to, aby rozpoczęty w latach 60. dialog kontynuować. W innym wypadku spotkanie nie będzie miało sensu. A na pewno nie będzie to spotkanie chrześcijan.

Presja nie jest dobrym doradcą. Proste rozwiązania przy skomplikowanej historii także.  To czego uczą nas polscy biskupi to fakt, iż aby wnioski były zaakceptowane przez wszystkich, wszyscy muszą brać udział w dochodzeniu do nich. Jeśli dojdziemy do nich sami, inni mogą się nas wystraszyć i nie chcieć z nami rozmawiać. Podobinie, jak my się ich wystraszyliśmy i odmówiliśmy prawa głosu.

Jeżeli zaczniemy myśleć tylko o tym co było w przeszłości – miejmy tego świadomość.

Warto jednak pamiętać, że zbyt częste obracanie się do tyłu może spowodować, że sami zgubimy drogę. Co gorsza, nie patrząc pod nogi, będziemy potykać się o najmniejsze kamienie, aż natrafimy na przeszkodę nie do przejścia.