Urzekające jest w Dominiku to, że jego świętość była radykalnym wejściem w świat, który go otaczał. Była przyznaniem się do tego, że sam jest jego częścią i jakakolwiek zmiana tej rzeczywistości będzie możliwa, jeżeli zacznie ją od siebie.

Świętość Dominika realizowała się w jego codzienności. Doświadczenie tego, że nie jest ona taką, jakby chciał Bóg jeszcze bardziej prowokowało go do tego, aby o Nim opowiadać, po tej codzienności Go oprowadzając.

O Dominiku dowiadujemy się, jak był zatroskany o zbawienie dusz, o to co będzie z grzesznikami. W jego wierze nie było miejsca na kompromis. Pustej przestrzeni dla tych, których być może inni spisaliby na straty. Dominik walczył o każdego mając świadomość, że Bóg jeżeli jest dobry, będzie walczył razem z nim.

Umiejętne łączenie spraw Bożych z ludzkimi pozwoliło zachować Dominikowi równowagę. Spotykając się z Bogiem, nigdy nie zapominał o ludziach. W towarzyszeniu tym, do których został posłany, Bóg był zawsze na pierwszym miejscu.

Jego radość życia inspirowała wielu do rzeczy dla nich zbyt wielkich i zbyt szalonych. Sam będąc dla siebie wymagający, innym dawał możliwości rozwoju, ufając, że jeżeli dostał ich od Boga, to Bóg zmobilizuje ich do ciężkiej pracy nad sobą. Stawiania sobie poprzeczek uczył poprzez własny przykład, ufając, że bracia zmobilizowani świadectwem sami staną się świadkami.

Warto w Dominiku widzieć to, że jako założyciel zakonu sam stał się przyjacielem dla wielu braci. Własny autorytet zdobywał poprzez relacje. Zaprzyjaźnienie ze sobą swoich synów pozwoliło na to, aby w konsekwencji sami wzięli za własne kaznodziejstwo odpowiedzialność. Sami zapaleni entuzjazmem, nie bali się rozpalać w innych pragnienia Boga żywego i prawdziwego.

O Dominiku można by dużo i długo. Zapewne, jak na dominikanina przystało – wolałby: żeby o Bogu, a nie o nim.

Święty Ojcze Dominiku, módl się za nami!