Pięknie jest móc pójść w góry. Fascynujące jest to, jak dużo jesteśmy w stanie poświęcić, żeby dotrzeć na szczyt. Wysiłek i trud poniesione w czasie wspinaczki schodzą na drugi plan, kiedy przed naszymi oczami widać horyzont świata, którego być może w ten sposób nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Życie wygląda wtedy inaczej. Widzenie z góry daje inną perspektywę. Wszystko wydaje się dużo mniejsze, nie przytłaczające, prostsze.

Z osiąganiem szczytów zewnętrznych i tych, które mamy w sobie, jest podobnie. Ciągnie nas w góry – na wierzchołku czujemy się bliżej Boga, jacyś bardziej wolni.

Wielu górołazów nieustannie przypomina jednak, że udany atak na szczyt wiąże się nie tylko ze spektakularnym wejściem na samą górę. Powinien on nieść za sobą także świadomość o bezpiecznym zejściu i powrocie do codzienności. Należy pamiętać o tym, że szczyt być może nigdy nie stanie się naszą codziennością, że być może nie o to chodzi, aby pozostać na górze.

Nie żyjemy od święta do święta. Od ważnych momentów do jeszcze ważniejszych. Co z sensem tu i teraz – tego konkretnego dnia, tej konkretnej godziny, minuty? Zwłaszcza jeżeli jesteśmy daleko od szczytu.

Prawda o nas nie jest jedynie prawdą o naszych sukcesach (bądź porażkach), ale także o tym jakimi jesteśmy ludźmi tak po prostu – o tym wszystkim, co pomiędzy. O tym, na co z reguły nie zwracamy uwagi, a co wypełnia większość naszego życia.

Trudno będzie nam wychodzić w góry jeżeli nie będziemy wiedzieli skąd idziemy. Może okazać się, że nigdzie wyjść nie będziemy chcieli, bo nie będzie wiadomo dokąd będziemy mogli wrócić.

Pięknie jest móc bezpiecznie wrócić z gór. Żeby móc cieszyć się tym, co się w nich przeżyło, zobaczyło. Warto pomyśleć o powrocie zanim się wyruszy, żeby niepotrzebnie nie wystraszyć się tego, że zabrakło nam sił, motywacji. Że w naszym życiu pozostaliśmy w połowie drogi. Że się w nim zgubiliśmy.