W końcu dotarł do mnie „Zapach pomarańczy”. Od dawna czekałem na uzupełnienie i przedłużenie niewielkiej książeczki o. Jana Góry „Idź, albo zdechnij”. Trzeba przyznać, że autorzy doskonale wywiązali się z tego zadania. Ojciec Jan tylko jeden rozdział poświęcił życiu dominikańskiemu opisanemu z przymrużeniem oka. W „Zapachu pomarańczy” już nie tylko mrużymy oko, humor staje się motywem przewodnim całej książki. I to właśnie jest chyba owa „inna perspektywa”, o której czytamy w podtytule. Nie chodzi bowiem o opowiadanie anegdot o dominikanach, chociaż również one są ciekawe i stanowią część wspólnej pamięci naszego Zakonu. Poczucie humoru jest wpisane w samą naszą duchowość. „W dominikańskiej duchowości humor nie jest więc nastrojem, ale sposobem patrzenia na świat”. Bliskie jest mi takie spojrzenie na poczucie humoru i radość w życiu dominikańskim, jednak czytając książkę odczuwałem pewien dysonans.
Autorzy we wstępie piszą, że „poczucie humoru jest niewątpliwie poczuciem proporcji. A tych nie da się jednoznacznie określić. Takie rzeczy się po prostu wyczuwa”. Przy lekturze cały czas towarzyszyło mi pytanie, oczywiście intuicyjnie wyczuwane, czy nie doszło w niej do zachwiania proporcji? Czy dawka dobrego humoru nie przysłania właściwej treści książki, której celem było opowiedzenie o czterech iskrach, które potrafią rozniecić potężny ogień charyzmatu, a mianowicie o modlitwie, życiu wspólnym, studium i głoszeniu? Oczywiście jest to kwestia smaku jednak ilość zdrowego humoru może czasem przesłonić właściwą treść. Jako przykład pozwolę sobie przytoczyć pewną historię w stylu „Zapachu pomarańczy”.
Kilka lat temu zupełnie przypadkowo trafiłem do pewnej dominikańskiej wspólnoty. Bracia żegnali zasłużonego profesora, który przechodził na emeryturę. Najpierw głos zabrał przełożony, który stwierdził, że z wykładów profesora zapamiętał tylko to, że „barokowe aniołki przypominają skrzyżowanie grubej baby z gęsią”. Następnie brat odpowiedzialny za formację intelektualną wręczył profesorowi szalik lokalnej drużyny piłkarskiej i bilet na mecz. Jak widać nawet w humorze można czasem zagubić miarę. Czytając „Zapach pomarańczy” odnosiłem czasem takie wrażenie. Związane było to zapewne z jeszcze innym elementem humoru. W mniejszym czy większym stopniu humor przekracza zawsze jakieś granice, w tym wypadku granice naszej zakonnej intymności.
Tutaj szczególnie drażliwy wydaje mi się rozdział poświęcony odpoczynkowi. Niestety nie mogę zgodzić się z opinią, że „życie zakonne jest już samo w sobie wystarczająco wymagające, aby żyjący we wspólnocie byli świadomi konieczności unikania zbytniego przeciążenia”. Może tak było w czasach św. Tomasza, ale na pewno nie jest tak w XXI wieku. Apologia sportu przedstawiona na kartach „Zapachu pomarańczy” jest co najmniej dziwna. Szczególnie jeśli wspomina się brata, który brał udział w triatlonie. Sądzę, że do tego typu zawodów trzeba się długo przygotowywać, nie można wystartować w nich prosto z ulicy. Osobiście nie mam czasu na tego typu odpoczynek, jak większość moich braci. Rozumiem, że można mieć słabości, tylko dlaczego mamy z nich robić cnotę i „koloryt dominikańskiego odpoczynku”.
I ostatnia kwestia związana już z samym zapachem pomarańczy. Kompletnie nie mam pojęcia skąd wziął się akurat ten zapach. Co prawda na początku książki znajdziemy opowiadanie, które w beletrystyczny sposób relacjonuje fakt przeniesienia relikwii św. Dominika i tam rzeczywiście pojawia się zapach pomarańczy. Jednak nie ma go w przytoczonym w książce fragmencie listu bł. Jordana z Saksonii. Jordan pisze tylko o „przedziwnym zapachu, którego woń zadziwiała wszystkich”. Nic nie mówi o pomarańczy. Ale to jeszcze nie wszystko. Cudownemu zapachowi towarzyszył „pełen słodyczy płacz, mieszający się z radością”. Nie chodzi więc tylko o radość. Jordan pisze, że w „przestrzeni ducha rodzą się strach i nadzieja”. Dopiero z tej perspektywy zacznam rozumieć dominikańską radość, która jest niemożliwa bez płaczu. Może kolejną książkę trzeba byłoby poświęcić historii dominikańskich łez?
Znakomity wpis – podobnie jak ten – jak świętować 800 lat Zakonu KAZNODZIEJSKIEGO Nie maratoniki, triathloniki i inne pajacyki – tylko – contemplare aliis tradere…. Czytać/studiować św Tomasza z Akwinu/ad mentem Thomae – bo bez tego bracia na blogach bredzą jak sprotestantyzowani i zsekularyzowani pastorzy sola scriptura – co się otworzy – to przybredzę – a co mi tam TRADYCJA !!! Summa pod pachę – i – na misje !!! Do krajów islamskich najlepiej – pochodnie w dłonie !!! To dopiero kaznodziejski triathlon….
Ojcze,
W dyskusji pod tekstem z marca br. o prezentacji identyfikacji jubileuszu jest wyjaśnienie zapachu pomarańczy. Sama miałam z tym problem. Pomarańcze można jak najbardziej kojarzyć z dominikanami. Według legend /św. Katarzyna ze Sieny smażyła konfitury pomarańczowe dla papieża, św. Dominik przywiózł drzewko pomarańczy do Włoch i zasadził stąd jest gaj pomarańczowy w Santa Sabinie/. To są legendy, ile jest tam prawdy nie wiem. Nie mam jak ustalić. Tu jest link do tekstu o. Grzegorza Dąbkowicza:
https://info.dominikanie.pl/2015/03/jubileusz-800-lecia-dominikanow-prezentujemy-nasze-logo/
Dyskusja jest poniżej. Pachnieć miał grób i św. Dominika i św. Jacka i bł. Wita. Teraz pytanie czym pachniał grób św. Dominika? Czy rzeczywiście pomarańczami? Może o. Tomasz Gałuszka będzie wiedział podając źródło.
W dyskusji pod zalinkowanym tekstem jest spór co pachniało pomarańczami? O. Dąbkowicz pisał w tekście, że po otwarciu grobu św. Jacka unosił się zapach pomarańczy. Pani Elżbieta Wiater twierdziła, że kości to bł. Wita – dominikanina pachniały pomarańczami. O. Tomasz Gałuszka twierdził z kolei, że znalezione kości św. Wita wierni uznali za kości św. Jacka i stąd opowieść o zapachu pomarańczowym kości św. Jacka.
Dyskusję może sobie Ojciec przeczytać. Być może z grobu św. Dominika unosił się zapach. I należałoby znaleźć źródło czy rzeczywiście był to zapach pomarańczy.
Całkiem możliwe, że była to woń pomarańczowa. Mnie jest trudno uwierzyć, że była jakakolwiek woń. Przyjmuję na wiarę. O. Pio wydzielał zapach fiołków, ale to jest łatwe do ustalenia, bo to mogły potwierdzić osoby mające z nim kontakt bezpośredni.
Książka “Zapach pomarańczy” to lektura rozrywkowa, więc tak należy ją traktować. Jest zbiorem anegdot i to zawsze osłabi humor. W zbiorze kumuluje się ich za dużo i siła rażenia humoru jest już mniejsza aniżeli w książce, gdzie treść jest różnorodna. No chyba, że jest się Eduardo Mendozą i napisze “Przygody fryzjera damskiego” :-).
Pozdrawiam.
Nareszcie jakiś głos rozsądku. Dziękuję Katarzyna za ten wpis.
Chciałam jeszcze napisać jedną rzecz. Nasuwa mi się pewna myśl czytając komentarze na facebooku czy na stronie dominikanie.pl. Bardzo dużo jest lekceważenia dla zakonników.
Może i słusznie zarzucają Państwo pewne rzeczy. Najczęściej dotyczą one spraw materialnych.
W wielu komentarzach rozrzuconych po różnych blogach, również na tych byłych blogach jakie istniały kilka lat temu, a także na portalu społecznościowym “facebook”, jest dużo lekceważenia graniczącego z pogardą w stosunku do księży czy zakonników.
Piszą te komentarze ludzie wykształceni, często ci, którym nie wiedzie się źle w życiu, którzy mają zaspokojone ambicje naukowe, pracują bądź współmałżonek zapewnia godziwe życie, wyjeżdżają na wakacje dalsze bądź bliższe, którzy od dominikanów doświadczyli dobra w formie wsparcia emocjonalnego, bycia we wszelkich formach duszpasterskich typu: fundacje, schole, duszpasterstwa akademickie, duszpasterstwa dla rodzin, udzielane są im śluby, chrzty dzieci i bardzo często można natknąć się na komentarze: “a co oni mają do roboty?”, “śmiać mi się chce plus wypowiedź z czego komuś chce się śmiać”, “tego nawet ich trzeba uczyć” sugerując brak kindersztuby. To tylko CZĘŚĆ tego co można przeczytać.
Jest dużo lekceważenia i pogardy.
Nawet tutaj pojawia się wypowiedź “na misje ich, najlepiej do islamskich krajów” tak jakby zakonnik był mięsem armatnim.
Dużo jest takiego nieludzkiego podejścia do zakonników. Tylko dlatego, że mają zapewnione zaplecze socjalne i zapewnioną pracę. Pracują tak jak my. Z tą różnicą, że tą pracę mają zapewnioną, a świecki musi jej szukać a prowadzenie gospodarstwa domowego jest rozłożone na wiele wspólnot i jest je łatwiej prowadzić. To fakt. Ale to jak ludzie się wypowiadają o zakonnikach bywa nieludzkie.
Pozdrawiam.