Męczennik

Całe życie starałem się o dialog i przyjaźń między ludźmi, kulturami, religiami. Wiem, że pewnego dnia mogę za to zapłacić życiem. Ale jestem gotów ponieść to ryzyko – powiedział bp Claverie na dwa lata przed swoją śmiercią. To właśnie w imię dialogu i przyjaźni z muzułmanami publicznie przeciwstawił się islamistom, którzy terroryzowali Algierię. Szybko zaczął otrzymywać listy grożące mu śmiercią. I rzeczywiście „1 sierpnia 1996 roku spotkała go śmierć. Po dniu spędzonym z francuskim ministrem spraw zagranicznych wrócił do domu z młodym muzułmańskim przyjacielem, Mohammedem Bouchikki, który tamtego dnia wyjątkowo służył za jego kierowcę. Oczekiwano tam na niego. Kiedy weszli do domu, eksplodowała bomba, która dosłownie zamieniła ich w popiół, pozostawiając ich chrześcijańskie i muzułmańskie ciała złączone w jeden cień na ścianie” (T. Radcliffe OP). Został beatyfikowany 8 grudnia 2018 r. w Oranie wraz z 18 innymi męczennikami. Mohammed, jako muzułmanin, nie mógł być beatyfikowany przez Kościół, ale znalazł swoje miejsce na oficjalnej ikonie beatyfikacyjnej.

„Dziwny” biskup

Można o nim powiedzieć „dziwny” z różnych względów. Swoją diecezję opisywał następująco: „Moja diecezja Oran liczy sześć milionów Algierczyków – to duże obszar, to cała północnozachodnia Algieria. Z tych sześciu milionów mieszkańców czterystu to praktykujący chrześcijanie. W listopadzie 1989 r. na czterystu praktykujących chrześcijan i sześć milionów Algierczyków przypadało dwudziestu sześciu księży i sześćdziesiąt pięć sióstr zakonnych… Jesteśmy drobiną kościelnego pyłu w muzułmańskim oceanie”. Ogromna diecezja i… czterystu wiernych.

Ale nie tylko dlatego był „dziwnym” biskupem. Nie zamierzał nikogo nawracać. „Nawracać – na pewno nie. Historia między chrześcijanami a muzułmanami jest wystarczająco konfliktowa od samych początków; naszym celem jest trwać w solidarności, aby wzajemne poznawanie się mogło się dokonać w przyjaznym klimacie. Ewangelizować? – tak, w znaczeniu: proponować objawienie Boga-Miłości. Wiem, że tę propozycję może spotkać odmowa, zła interpretacja, że ryzykuję prześladowanie, ale wiem także, że stanowi ona składnik chrześcijańskiej egzystencji, z tego powodu miejsce Kościoła jest na wszystkich liniach rozłamów między ludźmi i wewnątrz każdego ludzkiego istnienia, wszędzie tam, gdzie są zranienia, odrzucenie, marginalizacja. Zatem jesteśmy tu na właściwym miejscu” (za: L. Bojarzyńska).

Tak rozumiał sens trwania tej odrobiny „kościelnego pyłu” w muzułmańskiej Algierii, gdzie codziennie musiał mierzyć się z pytaniami: po co tu jeszcze jesteście?, czemu trwacie? Właśnie żeby poznawać innych i samym dawać się poznać jako chrześcijanie, ludzie Boga. Całe życie opowiadał się po stronie dialogu, ale równocześnie uważał, że język dialogu jeszcze się nie uformował, że na razie potrzebne jest wspólne życie, poznawanie się, budowanie relacji, przyjaźni. Wierzył, że jego misją jako biskupa Oranu jest pielęgnowanie przyjaźni z muzułmanami. Na pogrzebie, na który przyszło wielu muzułmanów, przyjaciele wspominali Pierre’a. Ostatnia przemawiała młoda muzułmanka, która opowiadała, jak Pierre nawrócił ją na jej własną wiarę i powiedziała, że „Pierre był także biskupem muzułmanów”. Wcześniej, w dniu zamachu, inna młoda muzułmanka o imieniu Yasmina, wraz z wieloma innymi, złożyła kwiaty przy domu biskupa zostawiając też karteczkę ze słowami: „Tego wieczoru, mój Ojcze, brak mi słów. Ale mam łzy i nadzieję”.

Każdego roku o. Claverie miesiąc swoich wakacji poświęcał na głoszenie rekolekcji dla różnych wspólnot. Najczęściej były to siostry zakonne w Algierii i Libanie, czasami także we Francji i Kanadzie. Tematyka tych rekolekcji przeważnie dotyczyła dialogu, poznawania innych, budowania mostów ponad podziałami.

Na temat samych rekolekcji też miał dziwne jak na biskupa zdanie: „Dla mnie rekolekcje nie są przede wszystkim czasem, aby się spiąć, zaglądać w siebie, szukać, co nie działa, a następnie podjąć postanowienia naprawy. To nigdy nie działa. Nie warto próbować! Pod tym względem jestem bardzo dominikaninem. Uważam, że najważniejszą rzeczą w rekolekcjach jest zrelaksować się, nie próbować zbyt mocno porządkować siebie. Bo to właśnie relaksując się, a tym samym stając się bardziej elastycznym wewnętrznie, mamy największą szansę, by pozwolić działać Bogu”. Głoszone przez niego rekolekcje zawsze miały charakter bardzo osobisty, były świadectwem: „Oferuję ci więc podróż do wnętrza mojej wiary. To będzie podróż w głąb mojej wiary, przekonań, które w sobie noszę. Od ciebie zależy, co cię poruszy, co cię zaniepokoi w tym dzieleniu się. Jeśli uznasz to za przydatne, możesz uczynić to swoim własnym”.

Dominikanin

Urodził się w Algierii, na studia wyjechał do Francji. Tam też odkrył dominikanów i podjął decyzję o wstąpieniu do zakonu. Napisał wówczas do rodziców, że postanowił zostać zakonnikiem „by całkowicie oddać się czemuś, co – jak czuję – jest najpiękniejszą rzeczą na świecie”. We Francji przeszedł bardzo solidną formację zakonną (słynna szkoła Le Saulchoir). W 1967 r., dwa lata po święceniach, wrócił do Algierii.  W 1981 r. otrzymał nominację na biskupa Oranu. „Niełatwo było mu opuścić dominikańską wspólnotę. W zakonie odkrył Ewangelię i Kościół. Jak sam mówił, to zakonni bracia nauczyli go, że życie we wspólnocie daje moc, która wyzwala i udziela się wszystkim. Jako zakonnik był szczęśliwy” (W. Giertych OP). Sam wyznał, że do przyjęcia tej nominacji przekonał go zamach na Jana Pawła II. „Kościół, którego zwierzchnik może zostać zabity jak ktokolwiek inny – to wydaje mi się przekonujące”. Później, będąc już biskupem, powiedział: „Zanim zostałem biskupem byłem zakonnikiem. Teraz, kiedy jestem biskupem, pozostanę zakonnikiem”. I starał się zachować rytm życia zakonnego. Był bardzo wierny głębokiej modlitwie.

Życie zakonne rozumiał jako szkołę świętości – szkołę która oferuje odpowiednie środki, by tę świętość odkryć i przyjąć. „Możemy odkryć w Jezusie Chrystusie, jak to wygląda, gdy świętość przybiera ludzką twarz”. I dodaje: „W życiu zakonnym chodzi o to, by być gotowym na przyjęcie Ducha świętości, a nie o to, by próbować go zdobyć”. W jakiś niesłychanie wolny i lekki sposób mówił o ślubach zakonnych: „Śluby można rozważać na tysiące sposobów. Dla mnie są to trzy wyłomy w naszej samowystarczalności. Są to środki dane nam, aby uwolnić się wewnętrznie od naszego samozadowolenia, aby się otworzyć, aby umożliwić nam przyjęcie, zwrócenie się ku Bogu i ku innym”. W innym miejscu dodaje: „Te trzy śluby idą w razem, żaden z nich nie jest ważny sam w sobie, to jest jak trójnożny statyw. Nie jestem powołany do bycia mistrzem czy świadkiem ubóstwa. Nikogo to nie obchodzi i mnie też nie. Nie jestem powołany, by być świadkiem czy orędownikiem czystości. Nikogo to nie obchodzi i mnie też nie. Tak samo jest z posłuszeństwem! Jestem powołany, by być mistrzem i świadkiem miłosierdzia! Te trzy śluby są mi dane, aby otworzyć we mnie przestrzeń, w której może narodzić się miłość”. Całą naukę o życiu zakonnym kończy takim wnioskiem: „Jeśli umiemy posługiwać się tymi wszystkimi środkami i rozwijać je z myślą o akceptacji, spotkaniu, dialogu i komunii – z Bogiem i z innymi – życie zakonne jest naprawdę szkołą świętości. Zostało to udowodnione w całej historii Kościoła”.

***

W Polsce Pierre Claverie jest niemal nieznany. Pisano o nim trochę po jego śmierci oraz przy okazji beatyfikacji. Zwykle jest w cieniu trapistów z Tibhirine. Po polsku ukazała się jedna jego książka: Oddać życie, która jest zapisem rekolekcji i medytacji o tajemnicy Eucharystii (W drodze 2006; drugie wydanie z 2018 r. opatrzone jest świetnym wstępem o. Wojciecha Giertycha OP). Spośród innych jego pism szczególnie ciekawe mogą być jego listy do rodziny, które może kiedyś doczekają się polskiego wydania.