Przed kilkoma dniami wróciłam z Kijowa. Na zaproszenie Instytutu Nauk Religijnych św. Tomasza z Akwinu wygłosiłam tam 12 godzin wykładu monograficznego z etyki pedagogicznej. Starałam się ukazać znaczenie prawdy w personalistycznym wychowaniu. Ta problematyka stała mi się bardzo bliska gdy odkryłam, że prawda okazuje się wartością właściwie „ustawiającą” zasadnicze obszary życia i wychowania, jak fastryga spinającą je w jedną, spójną koncepcję.

I tak, prawda jest kluczowa dla naszego rozwoju. Oddychać czystym powietrzem prawdy to być jej głodnym w odniesieniu do wielkich spraw – jak ostateczne – i małych, by nie pozwalać sobie na małe nawet kombinatorstwo („och, właśnie miałam dzisiaj do ciebie dzwonić…”, „spóźniłam się, bo były korki…”). Mówić, jak jest, przyznawać się, nawet gdy prawda odsłania naszą winę – jak pisał ks. Tischner, człowiek, który się przyznaje, wchodzi pod opiekę prawdy (jakież to piękne zdanie!).

Prawda jest elementem samej definicji wychowania, odróżniając je od manipulacji, nierzadko obecnej w naszych rodzinach (na przykład, gdy dzieciom przedstawiamy świat idyllicznie piękny i słoneczny, zakłamując cień cierpienia, jakim jest zarysowany, lub gdy o seksie mówimy z niesmakiem).

Prawda weryfikuje też dojrzałość miłości kobiety i mężczyzny, ponieważ w wychowaniu miłości chodzi o poznanie prawdy o drugim człowieku, szczególnie bolesnej, by wolitywnie – nie uczuciowo – przyjąć go, jakim jest.

Prawda wreszcie jest potrzebna człowiekowi, który umiera. Kłamiemy, bo nie chcemy, by się załamał. Tymczasem tylko prawda może zaskutkować jego wolnością i spokojem umierania.

O tym wszystkim mówiłam w Kijowie, jednak najwięcej o wartości prawdy nauczyłam się od ukraińskich studentów uczestniczących w wykładzie.

Wykłady odbywały się w morderczych dla słuchaczy godzinach, między 18.00 a 21.00, a Studenci wpadali nań zdyszani prosto po pracy. Studenci w większości świeccy. Zaświtały mi dwa pytania, które zadałam dyrektorowi instytutu, ojcu Wojtkowi Surówce.

Pierwsze – czy studenci są katolikami? Okazuje się, że tylko jednostki, w większości to osoby prawosławne. Czemu więc studiują teologię katolicką? Ponieważ nie mogą studiować prawosławnej – w tym wyznaniu raczej nie uznaje się teologicznego kształcenia osób świeckich. Oni są głodni wiary, decydują się na poznanie katolickiej, ponieważ wiedzą, że podstawy są uniwersalnie chrześcijańskie. Co za ekumenia!

Drugie – Ojcze, co im to daje? Przecież na Ukrainie katolików jest mało, co więc mogą robić po tych studiach?

Nic.

Studia dają im rozwój. Tylko rozwój.

Patrzyłam na niego mrugając oczami. Ze zdziwienia i wzruszenia. I przypomniałam sobie, że przecież etos studiowania, obecny od starożytności, polega na bezinteresownym pragnieniu prawdy: namysł nad prawdą, zachwyt pięknem i blask dobra to cechy nauki, które są na wskroś bezinteresowne. Zachwycając się widokiem, odkrytą prawdą czy mądrą myślą nie pytamy przecież, do czego to się przyda. Jak zauważył niegdyś Romano Guardini: „Jeśli uniwersytet posiada wymiar duchowy, to jest on taki, że jest on miejscem, w którym pyta się o prawdę, prawdę czystą, a nie dla jakiegoś celu, tylko dla niej samej – dlatego, że jest prawdą”.

13407490_1064434900312493_1947614062_n
O. Paweł Krupa OP w fantastycznym wykładzie inaugurującym rok akademicki 2011 właśnie w kijowskim Instytucie mówił, że poznawanie prawdy nie jest doraźnym narzędziem, lecz sposobem życia i myślenia – niepraktyczną frajdą pochłaniającej zabawy. „Studia, a zwłaszcza studia podstawowe, mają przede wszystkim nauczyć myślenia, mają pomóc uczynić ze studiującego osobę, która potem przez całe życie będzie czuła się porwana przez ową zabawę, jaką jest poszukiwanie Prawdy”. Jak każda dobra zabawa, smakowanie prawdy niesie przyjemność, która jednak wymaga umiarkowania i wielkiej ascezy studiowania: „abym umiał zrezygnować z przyjemności doraźnych, szybkich, niskich i krótkotrwałych, a poświęcił się uprawie mojego ogrodu, bo wtedy będzie nam miło w nim usiąść”.

Jak widać, Studenci Instytutu mocno wzięli sobie słowa ojca Pawła do serca, gotowi poświęcić prywatny czas, swoje wieczory i wiele sił na bezinteresowne poszukiwanie prawdy.

Siedzę właśnie na korytarzu Wydziału Humanistycznego mojego Uniwersytetu, otoczona przez studentów czekających na zajęcia i żywo dyskutujących o zaliczeniach i sesji.

Zastanawiam się, ilu z nich by tu zostało, gdyby studia dawały im tylko rozwój.

A ilu z wykładowców?…

(fot. A. Andeyeva)