Przez wydarzenia ostatnich tygodni nie sposób nie postawić sobie tego pytania.

Nagłe odejścia – rażonego piorunem Brata Antoniego, Beaty, katechetki ze Szczecina (w czasie ŚDM, gdzie była wolontariuszką) i Ojca Witolda.

Kilka dni po odejściu O. Witka weszłam do pokoju, gdzie odpoczywał po pracy mój Mąż. Nie spał, leżał z szeroko otwartymi oczami. Nie rozmawialiśmy wcześniej o tym. Zapytałam: A Ty, czy jesteś gotowy? Uśmiechnął się i odparł: właśnie o tym myślałem.

Czy ja jestem gotowa?

Ktoś napisał mi: „trzeba mieć wszystko spakowane, rozdane i każdego dnia troszczyć tylko o jedno – by spełnić wolę Bożą na ten dzień”.

Chodziłam zatem ostatnio z refleksją – jaka jest Boża wola. Potrzebowałam na nowo to sobie poukładać.

Pierwsze jest – Będziesz miłował Pana Boga z całego serca. Nie poprawność moralna jest celem wiary i nie na niej – w nas – Panu Bogu najbardziej zależy. „Miłości pragnę” – mówi. Tracimy energię i czas na zadręczanie się, że wciąż nie jesteśmy „wystarczająco dobrzy” dla Boga, dlatego boimy się do Niego zbliżyć. A On wcale nie chce nas „wystarczająco dobrych”… tylko po prostu nas, by mieć blisko, mieć „do kochania”. Mimo upadków – być, powracać, szukać Jego czułego spojrzenia. Poznawać Boga i przyjmować jak tylko się da: czytać Go, spożywać Go, adorować Go. Nie myśleć o własnej moralności, tylko o Nim. Ufać Mu, gorąco ufać, że nasza słabość Mu nie przeszkadza i mimo niej możemy być blisko. Więcej: ufać, że nas prowadzi najlepszą drogą, nawet gdy dotyka niezrozumiałe cierpienie. Z Nim przeżywać zwykłość dni, mniejsze i większe wydarzenia. By ta relacja była tak żywa, dialogiczna, że nagłe przejście na drugą stronę w istocie niewiele w niej by zmieniło. Byśmy wówczas nie usłyszeli – „Nie znam was, nie wiem skąd przychodzicie… Nie znamy się. Choć byliście na każdej niedzielnej Mszy”.

Drugie – kochać bliźniego jak siebie. Bardzo wynika z pierwszego. Gdy jesteśmy przy Bogu i „pochłaniamy” jego darmową miłość, dbamy o kontakt z Nim, miłość przelewa się przez nas na innych, Bóg kocha przez nas. Daje natchnienia i pomysły. Bo tu trzeba być pomysłowym, wykazać się inicjatywą. Biblijny opis sądu ostatecznego jasno wskazuje, że nie będziemy sądzeni w pierwszym rzędzie z tego, co złego zrobiliśmy. Jezus tam nie mówi: Zabiłeś, kradłeś, obgadywałeś. Ale: nie dałeś jeść, nie dałeś ubrań… pozwoliłeś, by odszedł smutny, nie odwiedziłeś, nie zadzwoniłeś. Ta inicjatywa w twórczej miłości dotyczy relacji rodzinnych i pracy zawodowej; tu Boża wola przejawia się w „obowiązkach stanu”, (odkurzanie – pranie – prasowanie – sumienne wypełnianie obowiązków zawodowych to czynności będące epicentrum Bożej woli! (-: ) nie ogranicza jednak do minimum bycia z kimś, ale ma polegać na główkowaniu jak mu to wspólne bycie upiększyć. Można bawiąc się z dziećmi śledzić facebooka, być nieuważnym lub zniecierpliwionym. Można też starać się zaangażować. Tu też zawiera się przebaczenie, w którym wyraża się miłość. Trzeba mieć także inwencję wobec ubogich: nasza „rodzinność” i obowiązki stanu nie mogą stać się wymówką wobec pomocy ubogim. Jak w Ewangelii: „Poślubiłem żonę”. „Muszę pochować ojca”. „Moje dzieci leżą już ze mną w domu”. Oczywiście nie możemy zaniedbywać obowiązków stanu zaangażowaniem w dzieła miłosierdzia, ale i dzieła miłosierdzia nie mogą być uniemożliwione przez nadmierne przywiązanie do obowiązków stanu. (Słyszałam o sytuacji, gdy pewna uboga rodzina zapytała inną, czy może przekazać jej ubrania, z których wyrosły ich dzieci, fotelik samochodowy, wózek – skoro ich nie sprzedają. „Nie, bo dzieci bawią się tymi ubrankami ubierając w nie lalki, tak samo wózkiem i fotelikiem”). Trzeba otworzyć się na cierpienia świata, w formie dowolnej. Pocieszyć sąsiadkę rozmową, dostrzec apele o zabawki dla jakiejś placówki, przelewać pieniądze na sprawdzone fundacje – stale badać swoje serce czy jest wrażliwe na potrzeby innych.

Moja sześciolatka ostatnio mnie urzekła swoją tego rodzaju wrażliwością na cmentarzu. Byłam zajęta myciem nagrobka Rodziców, a maluchy trochę pomagały, a trochę krążyły dookoła oglądając nagrobki i śledząc motyle. Naraz dotarły do mnie strzępy słów Olci, która recytowała: „I żebyś był już zawsze młody… i zdrowy… i żebyś się już teraz uśmiechał i żebyś był z Bogiem i świętymi, i miał to, czego chcesz…” Podniosłam się znad grobu Rodziców i popatrzyłam na nią uważnie. Stała przy zaniedbanym grobie ze złożonymi rączkami. Zakończyła starannie „w imię ojca i syna…” i szła do kolejnego grobu. Zapytałam: Olciu, modliłaś się?… „Mamo, zobacz, to Pan Michał”. No tak, umie czytać – pomyślałam. „I zobacz, co tu jest napisane – i przeliterowała: Prrr..osi o m..o..d..li..twę! Prosi o modlitwę!! A zobacz, tu nikt nie przychodzi, to kto się za Pana Michała pomodli? Nikt!” I poszła do kolejnego opuszczonego grobu osoby, która prosi Ją o modlitwę. „Z…o..f..i..a… Proszę, byś była już zawsze piękna i szczęśliwa i z Bogiem…” Karolek, który naśladuje wszystko, co robi siostra, dreptał za nią i obok niej składał rączki. Jak ta modlitwa musiała wzruszyć Ojca w niebie. No i Pana Michała i Panią Zofię…

Twórczość w miłości może być kierowana przez Ducha Świętego. Może dotyczyć realizacji naszych konkretnych talentów – dla dobra wspólnego i apostolstwa. Zasadniczo Bóg pragnie byśmy kochali czystym sercem – forma może być dowolna, wybrana przez nas w zupełnej wolności. Byle wielkodusznie.

………………………………

Czy więc jestem gotowa?