W ubiegłą niedzielę ulicami Poznania przeszła akademicka procesja Bożego Ciała. Pamiętając krakowską, kiedy jako brat student z wypiekami na twarzy szedłem w tłumie, postanowiłem wyjść z Chrystusem na miasto.
Wypieków nie było, było coś więcej. Mówi się, że w Polsce 91 % to katolicy. Pozwoliłem sobie poobserwować, tych z 91., którzy do nas nie dołączyli. Którzy ze swobodą jedli lody, robili sobie z nami selfie. Tych, którzy wytykali nas palcami. Czy też pana, który nie zawahał się ani minutę odpalając papierosa od pochodni niesionej przez jedną z uczestniczek procesji.
Fascynujące było dla mnie to, że były też takie osoby – warto zauważyć, że w mniejszości – które nie bały się do nas dołączyć, zmieniając swoje plany, zawracając z wcześniej obranej drogi.
Wolność, którą każdy z nas idących bądź nie – zawdzięczamy Bogu. Oczywiście należałoby zapytać o szacunek, dla uczuć religijnych, dla każdego z nas. Szacunek, którego zabrakło wielu mijającym nas. Wydaje się, że często go brakowało. Tym co jednak dużo bardziej mnie w tej procesji pociągało, to to, że Pan Bóg nikogo do niczego nie zmusił. Czy każdy był w tym miejscu, w którym czuł się szczęśliwym, akceptowanym, spełnionym? – nie wiem. Wiem, że Bóg każdego, w miejscu przez nas wybranym, potraktował poważnie.
Może wydawać się to dziwne, ale cieszy mnie, że ludzie nie poddali się statystkom. Idących w procesji, mimo że było ich bardzo dużo, było mniej od tych, którzy tę procesję mijali. Nie minęło nas 9 % osób, których widziałem w czasie drogi. Tych ludzi było znacznie więcej.
Co mnie w tym ucieszyło? Pragnienie wolności jest Bożym pragnieniem, które Bóg w nas złożył każdego z nas stwarzając. Oczywiście nie radzimy sobie z tym pragnieniem. To, że je mamy, pokazuje, że nie przestaliśmy być Jego dziećmi. Nie uda nam się tego podobieństwa do Boga zatrzeć. Żadne staranie nie spowoduje wymazania z nas Jego obrazu.
W tym tygodniu spotkałem się z naszymi dominikańskimi mniszkami. W czasie wizyty w Świętej Annie uświadomiłem sobie, że Ci którzy nas minęli, być może bardzo daleko od nas odchodząc, będą mieli możliwość powrotu. Ta wolność, która w nich pozwoliła im odejść, może też pozwolić im na podjęcie innej decyzji.
Pytanie, czy my pokażemy im, że z wolności można inaczej korzystać? Czy będziemy w stanie uświadomić im, że Ten, który jest źródłem i dawcą życia, radości i pokoju, niczego im nie każe, do niczego nie zmusza? Czy uwierzą nam, że to, że mogli pójść, gdzie chcieli, także było Jego darem?
A czy to nie jest tak, że w tej wolności zawiera się również wolność wyznawania wiary w inny sposób, aniżeli poprzez dołączenie w danym momencie do procesji? I nie mówię tutaj o postawie pogardy, jak pana z papierosem, ale o postawie tych, którzy po prostu nie dołączyli, ale nie są na drodze odejścia, tak by szukać powrotu.
To wszystko jest napisane w tekście. Ci, którzy zmieniali plany szczególnie cieszyli autora. Ci, którzy w wolności mijali procesje w tej samej wolności mogą się do niej przyłączyć przy kolejnej okazji. A z jakich powodów ktoś mija to raczej nie ma znaczenia. Nikt przecież nie jest potępiany za minięcie procesji. A jeśli Bóg jest najwyższą wartością w życiu to dlaczego za nim nie pójść?