„Nigdy nie zyskałem tyle wolności, co w dniu, kiedy wraz z namaszczeniem świętymi olejami otrzymałem prawo do mówienia o Bogu. Otworzył się wtedy przede mną wszechświat i uświadomiłem sobie, że w człowieku jest coś nieusuwalnego, boskiego i wiecznie wolnego – Słowo! Słowo zostało mi powierzone jako kapłanowi i powiedziano mi, bym je niósł aż po krańce ziemi, przy czym nikt nie ma prawa zamykać mi ust, choćby na jeden dzień mojego życia” (H.D. Lacordaire).

Gdzieś tam na marginesie mojej świadomości mgliste hasło „Lacordaire” majaczyło od dawna. Ale niemal żadnego konkretu i szczegółu nie mógłbym podać. W końcu zajrzałem do biblioteki, przeczytałem, co było w zasięgu (po polsku tylko kilka jego własnych dzieł i to w tłumaczeniach z XIX w.). Okazuje się, że postać to była bardzo wybitna, żywiołowa, twórcza, o niezwykłej sile oddziaływania.

Urodzony w 1802 r., wychowany, nawet religijnie, przez matkę, porzucił potem wiarę, dał się porwać nurtowi racjonalizmu i liberalizmu. Mając jednak nieco ponad 20 lat nawrócił się, został księdzem, później uznanym kaznodzieją, którego konferencje i kazania głoszone w paryskiej katedrze Notre-Dame przyciągały tysiące słuchaczy (wszystkie miejsca były zajęte na długo przed czasem, a że słuchacze byli różnych poglądów i opcji politycznych można było poznać, po gazetach jakie czytali czekając na kaznodzieję).

Interesował się wszystkim: filozofią i teologią, edukacją, nauką, polityką, działalnością społeczną. Angażował się także w ówczesne ruchy socjalne i wolnościowe (był nawet deputowanym Zgromadzenia Narodowego), przez co miewał na pieńku z władzami kościelnymi. Po zamachu stanu w 1851 r. wycofał się z życia publicznego. W 1860 r. został członkiem Akademii Francuskiej. Ale liczyła się dla niego przede wszystkim odnowa wiary po rewolucyjnych i antyklerykalnych spustoszeniach, odnowa Kościoła.

W 1839 roku, a więc mając 37 lat, w tym 13 lat intensywnej posługi kapłańskiej, wstąpił do dominikanów. Z czasem stał się też odnowicielem Zakonu we Francji („Memoriał o potrzebie przywrócenia Zakonu Dominikanów we Francji”) i dwukrotnie był prowincjałem. Tę restaurację Zakonu uważał za największe dokonanie swojego życia. Pisał o tym:

„… jeśli Bóg dałby nam możność utworzenia nowego zgromadzenia zakonnego, to jesteśmy pewni, że nawet po wielu namysłach nie znaleźlibyśmy nic nowszego, nic lepiej dostosowanego do naszych czasów i ich potrzeb niż reguła św. Dominika. Jedyne, co w nim dawne, to jego historia, i nie widzimy żadnej potrzeby wysilania się tylko po to, by cieszyć się posiadaniem świeżej metryki”.

W jego przekonaniu – słusznym – Zakon był w stanie sprostać aktualnym wymaganiom stojącym przed Kościołem we Francji, to znaczy metodycznego wykładu wiary dla szerokich rzesz ludzi. Wreszcie na łożu śmierci miał stwierdzić, że właśnie do tego – do odnowienia Zakonu Kaznodziejskiego we Francji – Opatrzność Boże przygotowywała go przez całe życie. Zakładał klasztory i znajdował środki na ich utrzymanie, troszczył się o solidną formację dla braci, którzy licznie wstępowali do Zakonu.

Y. Congar OP mówił o nim: Ojciec Lacordaire jest dla dominikanów francuskich jakby drugim założycielem. Czuł się z nim bardzo związany (był dumny, że dzieliło ich tylko jedno pokolenie). Kiedy Sobór Watykański II debatował o wolności religijnej, Congar zapisał: Jesteśmy sto lat za Lacordairem. Widział w nim wzór realizacji dominikańskiego charyzmatu. Generał Zakonu, o. Vincent de Couesnongle, pisał w jednym z listów do braci: Gdyby Lacordaire’owi chodziło tylko o kontynuację, cyzelowałby piękne zdania swoich przemówień, zamiast – jak uczynił – stawać się coraz bardziej wrażliwym na nowy świat, by mówić mu, czego oczekuje od niego Bóg.

Mimo, że Lacordaire żył i działał dawno i daleko (zmarł 21.11.1861), wydaje się, że także dziś jest on dobrym wzorem, patronem i promotorem odnowy Zakonu, odnowy misji i zaangażowania, dla wszystkich dominikańskich prowincji i poszczególnych braci: we Francji, w Polsce, wszędzie.

I może na koniec jeszcze jedno jego zdanie: Kiedy zostałem chrześcijaninem, nie straciłem zdolności widzenia świata.