Niektórym potomność nadała przydomek „Wielki”, jemu nadała tytuł „Mistrz”. Mistrz „czego” lub „w czym”? Na pewno ten tytuł przysługiwał mu jako uczonemu i nauczycielowi uniwersytetu. Był także mistrzem jako kaznodzieja. Ale przede wszystkim chyba chodzi tu o uznanie dla Eckharta, jako doświadczonego nauczyciela i przewodnika w życiu duchowym. Tego bowiem dotyczą właściwie wszystkie jego kazania i traktaty (a może i młodzieńcze poezje, których autorstwo nie jest pewne).

Zanim jednak o mistyce, to warto w Eckharcie dostrzec zwykłego człowieka i dominikanina. Timothy Radcliffe pisze o nim „brat” – i pisze tak:

Brat Eckhart był przeorem konwentu, dwukrotnie prowincjałem oraz wikariuszem generała zakonu na terenie Niemiec. Nauczał w kolońskim studium i na paryskim uniwersytecie, gdzie obdarzono go godnościami, jakich przed nim dostąpił tylko Tomasz z Akwinu… Ze względu na pełnione funkcje wiele czasu poświęcać musiał na spotkania z ludźmi, rozwiązywanie konfliktów i trudnych sytuacji, podtrzymywanie na duchu jednych, a napominanie innych, wszędzie usiłując torować drogę wspólnemu dobru. To właśnie pośród takiego aktywnego życia w służbie misji zakonu, a nie na uboczu, prowadził intensywne i inspirujące poszukiwania duchowe.

Te poszukiwania duchowe sam Eckhart sprowadza do czterech tematów:

W kazaniach mam zwyczaj mówić o odosobnieniu – o tym mianowicie, że człowiek powinien być oderwany od siebie samego i od wszystkich rzeczy. Następnie, że mamy zostać ponownie ukształtowani na wzór prostego Dobra, którym jest Bóg. Po trzecie, pamiętać należy o wielkiej szlachetności, jaką On przyozdobił duszę, po to by człowiek w cudowny sposób dotarł do Niego. Po czwarte, mówię o czystości Bożej natury; jej jasność jest niewyrażalna. (K. 53)

Ale można się pokusić o stwierdzenie, że w gruncie rzeczy wciąż zajmuje go tylko jeden temat. Zależało mu przede wszystkim na tym, żeby benesentire de deo, to znaczy poprawnie myśleć o Bogu. Od razu trzeba dodać, że w tym „poprawnym” obrazie Boga niesłychanie ważna jest ta cecha Boga, że On chce się udzielać. W Kazaniu 26 Eckhart tak o tym mówi:

Oto jak Bóg nas rozpieszcza, jak nas błaga! I nie może czekać, aż dusza się uwolni i oczyści od stworzeń. Prawda to pewna, prawda konieczna: Bóg tak wielką odczuwa potrzebę szukania nas, jakby od tego zależało całe Jego Bóstwo. Bo też tak w rzeczywistości jest. On tak samo nie może się bez nas obejść, jak my bez Niego. Bo nawet gdybyśmy my mogli się od Niego odwrócić, On nigdy by nie mógł się odwrócić od nas. Nie będę prosił Boga, by mi coś dał, ani też chwalił za to, że mi dał. Będę Go raczej prosił, by mnie uczynił godnym przyjęcia, i chwalił za to, że z samej swej istoty i natury musi dawać. A kto by chciał Go tego pozbawić, odebrałby Mu Jego własny byt i Jego własne życie.

Bóg, którego głosi Eckhart, to nie jest Bóg, który czyha, by nas przyłapać na jakimś przewinieniu. On się cieszy swoim stworzeniem jak źrebak, który bryka na zielonym pastwisku, cieszy się zaśmiewa się z wyczynów swoich świętych (dobro uczynione przez człowieka wywołuje uśmiech aniołów). Chce być w stworzeniach obecny i dostrzegany, owszem, czasami się chowa, ale równocześnie pokaszluje, żeby zmusić nas do szybszych poszukiwań. Chce dawać się człowiekowi zupełnie i robi wszystko, żeby to się powiodło, napełnia nasze życie, daje odczuć swoją obecność w głębi naszych dusz i nigdy nas nie opuszcza, nawet gdy sądzimy, że jesteśmy z Nim poróżnieni. Bóg, mówi Eckhart, jest to Dobro najwyższe, w Nim się zakochałem.

Taki jest Bóg. A jaki jest i jaki może być człowiek Eckharta? Oczywiście, że jest stworzony przez Boga. Ale stworzony jest takim, że jest złakniony Boga i zdolny do przyjęcia Boga („sławię Cię, żeś mnie tak cudownie stworzył). A nawet więcej: jest zdolny do tego, by Bóg mógł się rzeczywiście narodzić w głębi jego duszy (którą Mistrz nazywa też iskierką, otchłanią, dnem albo wierzchołkiem duszy), lub inaczej: by Ojciec mógł zrodzić w duszy człowieka swojego Odwiecznego Syna. A nie tylko zrodzić, ale przez to zrodzenie stać się jednym z człowiekiem, a człowiek by mógł się stać jedno z Bogiem. To nie jest nawet tylko zjednoczenie, ale utożsamienie – wszakże bez pomieszania i bez pominięcia tego, że dzieje się to z łaskawości i daru Boga. Aby się to mogło stać…

On nie wymaga od ciebie nic więcej ponad to, żebyś wyszedł z siebie według twojej stworzoności i pozwolił Jemu być w tobie Bogiem (…) On tak bardzo pragnie, żebyś wyszedł z siebie według twojej stworzoności, jakby od tego zależało całe Jego szczęście… Wyjdź całkowicie z siebie dla Boga, a On wyjdzie cały z siebie dla ciebie. (K. 5b)

Wyjście z siebie, wyzucie, oddzielenie, oczyszczenie, ubóstwo – to jest kolejny temat kazań. Nie chodzi tu jednak o jakąś skrajną ascezę i wyniszczenie. Przede wszystkim chodzi o wolność i zachowanie przestrzeni dla Boga. Chodzi o to, by nie „zawłaszczać” i nie być niewolnikiem. Czego? Tych trzech podstawowych sposobów „posiadania”: wiedzieć – chcieć – mieć (K. 52). To wyjście z siebie sprawia, że człowiek ostatecznie w Bogu staje się prawdziwie sobą, wolny, bez zawłaszczania czegokolwiek, staje się równocześnie zdolnym do autentycznej, niezaborczej, nieegoistycznej miłości. Staje się owocnym, płodnym, przez przekazywanie tego, co się od Boga otrzymało i przyjęło – Boga samego.

Wszystko to brzmi może tajemniczo, może niejasno i zbyt wzniośle… Rzeczywiście, taka jest opinia, że dzieła Eckharta są trudne, że jego język jest hermetyczny, że nagromadzenie pojęć filozoficznych, metafizycznych, teologicznych odstrasza. Tak, język i styl Eckharta wymaga oswojenia i przebicia się przez te pierwotne kolce i opory, przez tę uderzającą na początku oschłość czy abstrakcyjność. Natomiast te fundamentalne intuicje i myśli – o Bożym udzielaniu się, zdolności człowieka do przebóstwienia, o potrzebie wolności i bezinteresowności względem Boga – to jednak jest czytelne i bardzo pociągające.

I okazuje się, że jest w kazaniach Eckharta mnóstwo życia, prostych i przemawiających do wyobraźni przykładów, obrazów. Czasami są one zaskakujące, paradoksalne, niekiedy wręcz zabawne, orzeźwiające, cieszące. Choćby to porównanie Boga, który może się udzielić chłonnej duszy do źrebaka brykającego po łące (K. 12). Ale pojawia się też pies, krowa (znane stwierdzenie, by nie traktować Boga jak dojnej krowy!), nawet mucha (która jako Boża idea nie jest niżej – wg Eckharta – od anioła). Dużo tych z codzienności wziętych drobiazgów, za pomocą których Mistrz tłumaczy najwznioślejsze tajemnica życia duchowego, mistyki.

Czy on jednak rzeczywiście był mistykiem? Jeden ze znawców napisał o nim, że nie mówił „o doświadczeniach” mistycznych, ale mówił „z doświadczenia”. Nie analizował własnych wewnętrznych przeżyć. W jego dziełach nie ma prawie takiej fenomenologii życia duchowego, jaką uprawiać będą parę wieków później św. Teresa i św. Jan od Krzyża. Temu doświadczeniu próbuje nadać interpretację filozoficzną, wskazać jego ontologiczne podstawy, stara się odpowiedzieć obiektywnie na pytanie, co się dzieje wtedy, kiedy Bóg rodzi się w człowieku i staje się z nim jednym. Inny badacz Eckharta twierdzi, że kiedy św. Tomasz dotarł w swym poznaniu i doświadczeniu Boga do granicy, która wydawała mu się nieprzekraczalna dla ludzkiego języka, zatrzymał się i przestał pisać. Eckhart przeciwnie, usiłował wypowiedzieć to, co niewyrażalne.

Z powodu sięgania w rejony „niewyrażalnego”, jak też wskutek intryg, zazdrości oraz politycznych sporów epoki, Eckhart został oskarżony o głoszenie heretyckich nauk. W wyniku procesu kilkadziesiąt jego zdań zostało potępionych lub uznanych za niebezpieczne. Eckhart był gotów się bronić, a gdyby rzeczywiście udowodniono mu błąd, był gotów błędne wypowiedzi publicznie odwołać. Niestety zanim mógł się obronić, zmarł.

Natrafiłem kiedyś na wskazówkę, że warto zaczynać poznawanie Eckharta od Pouczeń duchowych, bo są bardziej przystępne niż Kazania. Może tak. Na pewno trzeba się w jego teksty „wgryźć”, oswoić się z jego językiem, formą, obrazowaniem. Na szczęście wydane po polsku „Dzieła Zebrana” poprzedzone są bardzo dobrym wprowadzeniem tłumacza. Ponadto istnieje przynajmniej kilka dobrych opracowań, które pomagają poznać i zaprzyjaźnić się z mistyką Eckharta. Są to m.in.: Suzanne Eck OP, Zanurzcie się w Bogu; Jean-François Malherbe Bóg niełatwy oraz André Gozier OSB, Rekolekcje z Mistrzem Eckhartem. Na koniec, dla pociechy, można przytoczyć jeszcze zdanie samego Mistrza: Kto tego nie rozumie, niech się nie martwi (K. 16a).