– czyli o człowieczeństwie silniejszym od rozsądku

[Uczony w Prawie], chcąc się usprawiedliwić zapytał Jezusa: „A kto jest moim bliźnim”

 

W dyskusji o uchodźcach –  choć w tym miejscu nie ograniczałbym tego określenia wyłącznie do szukających w Europie schronienia uciekających z Bliskiego Wschodu czy z Afryki, ale do wszystkich „obcych” – wielu katolików powołuje się na słowa kardynała Wyszyńskiego:

Nie oglądajmy się na wszystkie strony. Nie chciejmy żywić całego świata, nie chciejmy ratować wszystkich. Chciejmy patrzeć w ziemię ojczystą, na której wspierając się, patrzymy ku niebu. Chciejmy pomagać naszym braciom, żywić polskie dzieci, służyć im i tutaj przede wszystkim wypełniać swoje zadanie – aby nie ulec pokusie „zbawiania świata”.

Jak zwrócił uwagę kardynał Kazimierz Nycz, to zdanie Prymasa Tysiąclecia, nadużywane i traktowane ahistorycznie, służy za usprawiedliwienie swojej postawy, w którym rzekomo rozsądek każe zająć się wpierw „swoimi”.

Znamienne jest to – zauważyłem, że często te same osoby w innej dyskusji – o relacjach polsko-żydowskich w czasie ostatniej wojny, aby udowodnić, że wydawanie Niemcom Żydów było czymś marginalnym, powołują się na rodzinę Ulmów z Markowej na Podkarpaciu. Ale czy ta wzruszająca, ale przeciez tragiczna historia „Samarytan z Markowej” jest dowodem na rzekomy rozsądek? Władysław Szpilman opowiadał, że aby mógł przeżyć, w różnych okresach po likwidacji Getta musiało mu pomagać do trzydziestu Polaków, a dwudziestu z nich z narażeniem życia swojego i bliskich. Czy taka postawa naprawdę była rozsądna?

Żydów w Markowej jest dwudziestu. Mieszkają w drewnianych domach na Kazimierzu – tak nazywano żydowskie osiedle na dole wsi. Mają trzy domy modlitwy. Na największe święta jeżdżą do synagogi w Łańcucie. Jak wszędzie – trudnią się handlem. Żydowskie dzieci chodzą do szkoły z polskimi. Podobna są pilniejsze. W Wielkim Tygodniu polska młodzież wywiesza na drzewach przed żydowskimi domami kukły Judasza – żeby było wiadomo, kto zabił Jezusa. Starsi markowianie nie pochwalają młodzieńczych wygłupów. Wiosną 1939 roku grupa wyrostków przytrzymuje siłą Joska Wolfa. Sadzą malują mu wąsy, brodę i pejsy. Dyrektor szkoły wpisze im naganę. Kukła Judasza i malowanie wąsów z pejsami Joskowi Wolfowi to największe antysemickie incydenty w Markowej.

00031UFTIGQCIKAS-C116-F4

Józef i Wiktoria Ulmowie ze swoimi dziećmi. Zdjęcie z archiwum Mateusza Szpytma, doktoa nauk historycznych i pracownika Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie, autora artykułu:

http://nowahistoria.interia.pl/polska-walczaca/news-kazn-rodziny-ulmow-polska-rodzina-zamordowana-za-ratowanie-z,nId,1359730

To fragment reportażu Stanisława Zasady „Dziewięć razy śmierć”, zamieszczony w lipcowym miesięczniku „W drodze”. Tytuł nawiązuje do męczeńskiej śmierci rodziny Wiktorii i Józefa Ulmów i ich siódemki dzieci, w tym najmłodszego, noszonego jeszcze przez matkę pod sercem. To historia – zreszta nieodosobniona w Markowej, która na tle przedwojennych i smarkatych wygłupów miejscowej młodzieży, pokazuje heroizm ludzi, którzy z narażeniem swojego życia chronili Żydów do końca.  Czy było rozsądne wystawić na tak wielkie niebezpieczeństwo siebie i swoje dzieci? Może Józef Ulma Żydów ukrywał z powodu biedy, by za przyjęte kosztowności dotrwać z rodziną do końca tego niepewnego, wojennego losu? Byłoby to rozsądne wytłumaczenie.

Władysław, najmłodszy brat (zmarł niedawno), odpowiedź miał prostą: Bo był człowiekiem.

W dzisiejszej Liturgii Słowa dotknął mnie refren Psalmu: „Ożyje serce szukających Boga”. Boga szukali kapłan i lewita, spiesząc się do Jerozolimy. Po drodze minęli pobitego pielgrzyma schodzącego z Jerozolimy do Jerycha. Ich serce nie ożyło – pozostałe niewzruszone na widok człowieka. Samarytanin odnalazł w pobitym Boga, bo Bóg stał się człowiekiem. Jego współczujące serce okazało się pełne życia. Nie pozostało z rozsądku kamienne.