Czytając François Mauriaca odnoszę wrażenie jakbym rozmawiał z dziadkiem, świetnie wykształconym, ale jednak człowiekiem innego pokolenia. Świat, który był jego światem, zniknął z mapy Europy już na tyle dawno, że pokoleniowo mógłbym być wnukiem nie Mauriaca, ale jego syna Claude’a. Jest jednak coś ponadczasowego w mądrości tego starego człowieka. Coś, co pociąga młodych.

Nie tak dawno pewien katolicki dziennikarz młodego pokolenia zachęcał do czytania Mauriaca, zarówno ojca jak i syna, obaj bowiem byli pisarzami. Szczęśliwym trafem w tym czasie znalazłem w bibliotece przyjaciela Bloc-notes, słynny notatnik, który Mauriac prowadził na łamach różnych czasopism prawie przez całe życie. Czytając starego pisarza, wracałem często myślą do owego młodego publicysty.

mauriac_abbe_560

Z krótkiego wpisu, który umieścił w mediach społecznościowych, zrozumiałem, że zainteresowała go kwestia antysemityzmu. W notatniku Mauriaca, który w polskim wydaniu jest niestety tylko wyborem ważniejszych felietonów, znalazłem wspomnienie z dziecięcych lat spędzonych w Bordeaux. Chłopcy przechodząc przez żydowski rynek zwijali róg peleryny w świńskie ucho wykrzykując: „Świńskie ucho!”. I choć Mauriac pisze w pierwszej osobie liczby mnogiej, jego „my” jest powiedziane na wyrost, bo jak zauważa dalej, sam nigdy nie był wśród tych chłopców.

W owym „my” dostrzegam jednak coś więcej niż chęć przyłączenia się do grupy rówieśniczej, nawet jeśli minęło już tak wiele lat od tego incydentu, a Żydzi dawno zniknęli z ulic Bordeaux. Mauriac kochał Francję i utożsamiał się z nią, nawet w tym, co było jej niegodziwością. To „my” dopuszczaliśmy się antysemityzmu, a nie jacyś „oni” – zdaje się mówić pisarz. Krytykuje, ale z pozycji uczestnika wydarzeń, a nie obserwatora. W podobny sposób zachował się po drugiej wojnie światowej, gdy część Francuzów domagała się rozliczenia i ukarania rządu Vichy i kolaborantów.

W 1944 roku wszedł w publiczny spór z Albertem Camus na temat sposobu przeprowadzenia rozliczenia. Dla Camusa Francja po wyzwoleniu dzieliła się na ludzi ruchu oporu z jednej strony i ludzi zdrady po przeciwnej stronie. Palącym zadaniem tych pierwszych było ocalenie kraju przed wrogiem, dlatego wymiar sprawiedliwości powinien działać szybko i zdecydowanie. Mauriac, choć osobiście cenił Camusa, nie mógł zgodzić się na tak uproszczoną wizję historii i społeczeństwa. Sugerował, iż pospieszne i arbitralne wymierzenie sprawiedliwości, nie tylko może ukarać niewinnych, ale również narazić nowe państwo i jego instytucje na deformację, zanim jeszcze na dobre się one uformowały. Po czterech latach sporu, Camus rozczarowany rewolucją, w świetle wydarzeń, które nastąpiły twierdził, że „to pan François Mauriac miał rację w naszym sporze”.

Dla Mauriaca istniał jeszcze jeden ważny powód, który wpłynął na jego postawę. Był katolikiem. W notatniku pisał: „Polityka jest moim powołaniem ściśle w takich granicach, w jakich powoduje mną religia. Stale o tym pamiętać, ale też ani na jotę nie ustępować ze swojego stanowiska w tym, co uważam za prawdę – nie ustępować dla interesu, dla wygody, ze znużenia, ani nawet przez przyjaźń”. Tak właśnie rozumiał rolę sumienia w życiu katolika. Dlaczego w takim razie nie odpowiedział na list Czapskiego w sprawie Powstania Warszawskiego. Katolicki nie znaczy doskonały. I sumienie, nawet tak czujnych intelektualistów jak Mauriac, czasem zasypia.