Trudno napisać cokolwiek. Napisanie jakiejkolwiek refleksji o wydarzeniach historycznych wiązać może się w naszym klimacie z narażeniem na duży dyskomfort. Postawienie przez „kogoś” po stronie jego przeciwników politycznych, światopoglądowych, religijnych, jest tak banalnie proste, że aż naturalne. Przerażające jest posiadanie tak wielu wrogów, mimo że świadomie nikomu nic się nie zrobiło. Na nic się nie zasłużyło.

Wczoraj świętowaliśmy rocznicę utworzenia „Solidarności”. Zamiast się globalnie ucieszyć, że nam się udało, partykularnie wypominaliśmy tym, którym – naszym zdaniem – udać się nie mogło. Zamiast doświadczenia jedności, choć przez jeden dzień, mieliśmy to, co na co dzień – brak. Za młody jestem, być może nie znam się na historii. Nie chciałbym jednak być przez nią osądzany tak, jak w imię tej historii osądzamy siebie nawzajem. Bolesne to niezwykle, bo prawda w chrześcijaństwie powinna nieść miłosierdzie. Co z tego, że znamy prawdę, jeżeli niczego się dzięki niej nie nauczyliśmy?

Lubimy otaczać się brakiem. Definiowanie przez brak jest dużo prostsze. Zawsze czegoś mieć nie będziemy, albo ktoś coś nam odbierze. Podejmowanie refleksji nad historią w kluczu wiary może tę sytuację zmienić. Zwłaszcza, kiedy pomyślimy o celu, do którego zmierzamy. Jako chrześcijanie powinniśmy mieć tutaj lepiej. Chyba, że jak naród wybrany nieustannie będziemy wspominać Egipt, z którego wyszliśmy. Coś, co powinno stać się dla nas błogosławieństwem, może być przekleństwem czterdziestu lat dyskomfortu bez perspektywy dotarcia do Ziemi Obiecanej. Do błogosławieństwa się dorasta. Bóg może dać wiele. Czy my równie dużo będziemy w stanie przyjąć?

Wydaje się, że mamy z tym problem. Dużo przeszliśmy. Tymczasem widzimy tylko jak dużo jeszcze przed nami. Łatwiej jest się z Ewangelią zmierzyć każdemu z nas z osobna, niż mierzyć nią wszystkich jednocześnie i tak samo. Chrystus przychodzi zbawić nas osobno, żeby zbawić nas wszystkich. Patrzy w oczy każdego indywidualnie, żeby przez nie popatrzeć w oczy tych, których spotkamy na naszej drodze. Czy widząc moje oczy, ten na kogo patrzę, widzi w nich Chrystusa, czy wspomnienie o Egipcie, do którego chcę wrócić? Problem może pojawić się w tym, że pragnienie powrotu jest starotestamentalne, Ewangelia zaś to Nowe Przymierze. Postawienie kroku do przodu może być niezwykle trudne, kiedy nieustannie będziemy się za siebie oglądać.

Dziś powinno być łatwiej. 78 lat temu wybuchła II wojna światowa. To nawet nie biblijne 40, a 78 lat temu. A ja się boję napisać cokolwiek. Bo wiem, że czegokolwiek bym nie napisał, to znajdzie się ktoś, kto pomyśli, że to wbrew niemu. Napisałem to, co napisałem, żeby mu coś udowodnić, w jakiejś mierze go upokorzyć bądź zdyskredytować.

Trud historii wobec trudu teraźniejszości. Trudniej nam żyć z tymi, którzy żyli kiedyś, czy z tymi, którzy żyją obok nas?

Każdy trud powinien prowadzić to tego, aby niepotrzebnie nie tracić. Sił, wiary, rozumu. Tym czasem tracimy wszystko nieustannie i więcej. Tracimy siłę, tracimy wiarę, tracimy rozum. Chrześcijanom, katolikom powinno być łatwiej. Mamy na tej drodze Przewodnika. Dlaczego nie jest?